Ktoś wczoraj powiedział, że dawni mieszkańcy trzcinickiego grodu sprzeciwiali się temu projektowi. Kilkakrotnie przesuwano termin otwarcia Karpackiej Troi. Obiekty niszczyła powódź, a wczoraj – kiedy przyszliśmy na spektakl otwarcia – lunął deszcz, a wkrótce ogarnęły nas ciemności (jak w greckich przedarchaicznych „wiekach ciemnych”) spowodowane problemami z zasileniem w energię elektryczną. Ostatecznie jednak to nasze, współczesnych, było na wierzchu.
Obejrzałem ten spektakl. Było warto. Światła, muzyka, inscenizacje i ciekawy film, w tej nocnej scenerii, robiły wrażenie. Pozostawiły też pewien niedosyt, tym samym zachęcając aby jeszcze dziś tu wrócić. Trzcinica to niewątpliwie miejsce magiczne.
Byliśmy świadkami dwukrotnych narodzin grodu i jego niszczenia – homeryckich – rzec by można – znojów i bojów. Czego mi jeszcze brakowało? – Achillesa, Hektora, Priama? Nie – tu też przecież żyli niezwykli bohaterowie i przeciekawe były ich losy. Najbardziej brakuje Homera – poety, który związane z tym miejscem legendy przekułby w epos.
Mówią, że grecki Homer nie był naocznym świadkiem tamtej wojny i upadku Illionu, tworzył wieki potem. Może więc w tym przypadku historia się powtórzy? Oby wśród tych, którzy wysłuchali wczorajszych opowieści był ktoś taki.
Czekam na piękną legendę o losach konkretnych ludzi (a chętnie i o ich bogach), ludzkich i nieludzkich przygodach i targających nimi namiętnościach. Jestem przekonany, że jeśli dawni trzciniccy bohaterowie dostaną pieśń, przestaną nam XXI-wiecznym płatać figle.
Najnowsze komentarze