Żandarmeria galicyjska cieszyła się dobrą renomą długo po tym jak została rozwiązana. Dowody na to można znaleźć w wypowiedziach różnych ludzi, zamieszkujących Małopolskę w czasie II Rzeczypospolitej. I nie chodziło może tyle o niezadowolenie z Policji Państwowej, co z systemu, który ograniczając jej możliwości i finanse skazywał mieszkańców na życie w niebezpieczeństwie.
Na zdjęciu fragment tabeli dyslokacji jednostek galicyjskich 5 pułku lwowskiego C.K. Żandarmerii z 1876 r.
Bardzo dosadna jest treść artykułu, który ukazał się w tygodniku „Piast” z lipca 1930 r. pt. „Plaga kradzieży na wsi”. Autor wydrukowanego listu – pod tekstem podpisany jest: Misterka Kazimierz – porównuje stan bezpieczeństwa przed I wojną i współczesny mu na wsi. Tęskni do czasów „twardego prawa austriackiego” i „ciężkiej ręki żandarma”. Sytuacja musiała więc być naprawdę wyjątkowa.
W 1930 r. złodziej nie czuł respektu przed prawem
„Obecnie gospodarze wprawiają kraty żelazne do okien. Zupełnie niewinni ludzie mieszkają za kratami, a złodzieje hulają bezkarnie. – pisał Misterka (…) A jeżeli się uda wyśledzić złodzieja i zostanie ukarany, przecież go jeszcze broni prawo zawieszania wyroków, a złodziej dostaje możność wykonywania swego rzemiosła dalej, a gdyby broń Boże był przyłapany, podczas tego zawieszenia kary, to ma jeszcze jedną deskę ratunku, amnestię, i tak życie styra i nie zostanie ukarany.”
Nie tak miało być przed wojną, za czasów cesarza Franciszka Józefa i jego żandarmów.
Katecheta od siódmego przykazania
„Był on nie tylko stróżem bezpieczeństwa publicznego, – informował „Piast” – który pełniąc służbę dniem i nocą, nie spuszczając z oczu nic, cokolwiek się wydało podejrzanem, ale był w niektórych wypadkach i księdzem katechetą, a szczególnie wykonywał obowiązki duchownego przy siódmem przykazaniu Boskiem [„Nie kradnij” – przyp. MS]. O ile się mu trafiło uczyć przykazań i o ile otrzymał taką lekcję podejrzany to pamiętał do śmierci.
Na zdjęciu żandarm austriacki, fotografia ze strony www.ah.milua.org.
Tak potrafił złodziejowi roztrząść sumienie, że wyznał wszystko cokolwiek w życiu popełnił złego, jakby na generalnej spowiedzi. To też nic dziwnego, że taki porządek panował pod względem bezpieczeństwa publicznego. Dodać należy, że dawniej nie chowano tu psów, któreby w nocy strzegły od złodziei, gdyż złodziei nie było.” [pisownia oryginalna – MS.]
Policja nie radziła sobie tak dobrze. Ale jak mogło być inaczej, kiedy zdaniem Misterka prawo chroniło złodzieja? W dodatku, tam, gdzie przed wojną posterunek liczył pięciu żandarmów, w wolnej Rzeczypospolitej utrzymywano zaledwie trzech policjantów, i to na dwukrotnie większym terenie.
Źródło: K. Misterka, Plaga kradzieży na wsi, „Piast” 1930, nr 30 z 27 lipca 1930 r.
Najnowsze komentarze