Nie przypuszczałem, że tak szybko uda mi się zakończyć moje historyczne śledztwo w sprawie trzech policjantów gorlickich poległych „Śmiercią chwalebną”. Zginęli oni z rąk bandytów w pierwszej połowie lat 20. XX. stulecia. Przed wojną środowisko gorlickiej policji pielęgnowało pamięć o nich organizując na cmentarzu przy grobie jednego z nich warty honorowe i nabożeństwa. Po przedstawieniu śp. Franciszka Kiebały i Michała Bobreka, dziś o trzecim bohaterze – starszym posterunkowym Bronisławie Zalasińskim.
Zalasiński, inaczej niż dwaj jego wspomniani koledzy, był policjantem służby śledczej, nie chodził więc w mundurze. Jak to policyjny wywiadowca, patrolował miasto w taki sposób aby nie rzucać się ludziom w oczy. Ten rodzaj służby daje większe szanse zaskoczyć złoczyńców na gorącym uczynku.
To wydarzyło się w nocy z 1/2 maja 1922 r. Zalasiński pełnił służbę patrolową w centrum Gorlic. Około godziny 2:30, przy moście na Ropie (według innej wersji – w rynku) zauważył dwóch nieznanych mu osobników. Ich wylegitymowanie było jak najbardziej zasadne, podjął więc taką próbę. Mężczyźni widząc, że mają do czynienia z policjantem, natychmiast rzucili się do ucieczki. Przy tym oddali strzały z rewolwerów. Zaraz potem zniknęli w ciemnych zaułkach miasta, biegnąc w kierunku ulicy Stróżowskiej. Policjant mimo że miał do czynienia z uzbrojonymi bandytami nie zrezygnował. Ruszył w pościg ale bezpośrednio za nimi. Znając miasto postanowił ich zaskoczyć, przecinając im drogę ucieczki.
W opisie czynów chwalebnych w następujący przedstawiono krytyczne chwile: „St[arszy] poster[erunkowy] sł[użby] śled[czej] zabiegł im drogę przez ul. Szewską, a przydybawszy ich na małym rynku stoczył z niemi walkę, w której został śmiertelnie raniony w lewą rękę, przedramię, lewą nogę w okolicy biodra, przyczem kula przeszłą przez brzuch i przedziurawiła kiszki w 7-miu miejscach.”
Policjanci z innych patroli usłyszawszy strzały z broni palnej natychmiast przybiegli na miejsce ale zabójców już nie było. Zastali tylko wywiadowcę „(…) leżącego i broczącego w kałuży krwi własnej”. Ciężko rannego zawieziono do szpitala powszechnego w Gorlicach. Tam około godz. 7 zmarł.
Zalasiński w chwili śmierci był młodym człowiekiem, miał 24 lata. Pochodził z powiatu mieleckiego, urodził się w Wadowicach Górnych 3 września 1898 r. Mógł zrobić karierę. Był jak na człowieka tamtych czasów dosyć dobrze wykształcony, ukończył kurs seminarium nauczycielskiego. W czasie wojny uzyskał pełnoletność i powołany został do wojska austriackiego, służył w 57 pułku piechoty. Po odzyskaniu niepodległości wstąpił 1 grudnia 1918 r. do żandarmerii, z której po roku automatycznie przeszedł do Policji Państwowej. Był kawalerem. Pośmiertnie, 30 grudnia 1924 r., został odznaczony dekretem Prezesa Rady Ministrów RP „Brązowym Krzyżem Zasługi”.
W zdobytych przeze mnie relacjach nie ma wzmianki o zabójcach policjanta. Najprawdopodobniej nie zostali więc wykryci. Nie ponieśli więc niestety odpowiedzialności za śmierć dzielnego stróża prawa i porządku publicznego.
Na ilustracji most na Ropie w Gorlicach w okresie międzywojennym, fragment pocztówki z około 1930 r. (Ze strony Gorlice i Okolice na starej pocztówce.)
Seminaria nauczucielski utworzone w 1871 r rozpoczynały się egzaminem wstępnym i kończyły egzaminem dojrzałości, trwały 4 lata i przygotowywały kadrę nauczycielską jak również dawały możliwość studiów uniwersyteckich. Zalasiński więc mówiąc współcześnie skończył szkołę średnią a to dawało mu duże szanse na zrobienie kariery w służbie.