Witaj Gościu

Cześć

Cieszę się, że do mnie zajrzałeś. Co to za stronka? Ujrzała światło dzienne latem 2010 r., chyba po prostu z potrzeby pisania. Wrzucam tu teksty przeróżne. Czasem coś urodzi się w danej chwili, to znowu pokażę efekt wielomiesięcznej pracy, gromadzenia różnych informacji, których szukam w książkach, archiwaliach, Internecie… Najczęściej dotyczą historii formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale też dziejów mojej Małej Ojczyzny - miejsca, w którym łączą się trzy rzeki: Wisłoka, Jasiołka i Ropa. To malownicze bardzo, wyjątkowe pod wieloma względami, Jasielskie.

Poziom prac jest różny. Mają one głównie charakter popularyzatorski. Jednak – chciałbym to podkreślić, Szanowny Czytelniku - że moją ambicją jest być jak najbliżej prawdy.

Nie bądź rozczarowany, jeśli okaże się, że linki przekierowujące do innych tekstów nie będą działać. Skorzystaj wtedy z wyszukiwarki,a tekst łatwo znajdziesz. Linki nie działają z tego powodu, że to już trzecia odsłona tego bloga, w innym kawałku internetowej przestrzeni. Poprzednie strony po atakach spamowych musiały być wygaszane.

Ostatnie i polecane

Jak wiejski strażnik Grzywacz carskiego sołdata wrzucił do gnojówki

Ciekawy przypadek działania służb porządkowych opisany został przez mieszkańca Kątów Marcina Kwiatka w jego wspomnieniach o I wojnie światowej. Autor pamiętnika podaje wzmiankę o zorganizowaniu straży chłopskich na Żmigrodczyźnie, podczas okupacji rosyjskiej w 1915 r. Co interesujące, sami carscy powołali straże po to, aby tutejsi mogli ochronić się przed ich własnymi żołnierzami. Lokalnym bohaterem został wówczas Jan Grzywacz z Kątów. Obronił on jedną z rodzin przed rabunkiem.

Organizację straży wiąże Kwiatek z obecnością w tych stronach, w styczniu 1915 r., brata cara Rosji Mikołaja Mikołajewicza. Ludność żaliła się na samowolę i gwałty rosyjskich żołdaków. Po jego odjeździe wezwano wójtów z okolicznych wiosek i nakazano powołać w każdej wsi po kilku strażników. Strażnicy ci otrzymali czerwone opaski z „pieczęcią sztabową”, które nosili na lewym ramieniu. Jednym z nich był Jan Grzywacz, który miał w policyjnej służbie taką przygodę.:

Tu na dolnych Kątach – pisze pamiętnikarz – zaistniał incydent. Strażnik Grzywacz Jan z dołu potkawszy rabujących trzech sołdatów w domu Kwiatka Jana, obijając ich pięściami i wypędzając ich z domu, wyrywał im zabrany ręcznik i kawałek chleba, który był schowany pod poduszką dla małych dzieci. Sołdaci widząc silnego i odważnego mężczyznę zaczęli szybko wychodzić z domu. Strażnik pochwyciwszy ostatniego wrzucił go do kałuży, która znajdowała się obok podwórka w gnojowisku. 

Wojakom tym należała się nauczka, tym bardziej, że – ja się okazało – byli sanitariuszami Czerwonego Krzyża. Zamiast pomagać szkodzili. Jako sanitariusze nie mieli przy sobie broni. Grzywacz poradził sobie z trzema, ale wkrótce nadeszło nowe niebezpieczeństwo. W tym czasie nadjechali bowiem konno drogą dwaj kozacy. (…) zobaczywszy zbłoconego w kałuży sanitariusza – pisze Kwiatek – usiłowali się z nim [z Grzywaczem] rozprawić (łot sukinsyn, ubiję go jak sobaku) Skończyło się na tym, że sprytny strażnik ukrył się i kozacy odjechali (…).

Foto Wikipedia.pl. – Wielki Książę Mikołaj Mikołajewicz Romanow brat cara Rosji Mikołaja II.

Z Kątów i całej okolicy wkrótce odeszli okupanci Rosjanie, po nich opuścili ją austriaccy zaborcy, a sława silnego i sprytnego wiejskiego strażnika na lata została w pamięci tutejszych. Dzięki pamiętnikowi jego sąsiada mogę ją dziś nieco odświeżyć.

Zdjęcie z czołówki z portalu www.genealogia.okiem.pl – żołnierz carski z opaską z krzyżem. Czyżby sanitariusz – towarzysz broni tych łobuzów, których chęci do rabunku pozbawił Grzywacz z Kątów?

Komentowanie wyłączone.