Na Ziemi Jasielskiej jest wiele miejsc niezwykłych. Mamy tu też kilka zamczysk i grodzisk prastarych, których świetność miała swój kres już w zamierzchłych czasach. Dziś tam tylko kamieni kilka albo fragment nasypu, czy fosy, przez bystre jedynie oko czytane jako dzieło rąk ludzkich. Jednak wciąż żywa o nich legenda. Jednym z takich miejsc jest Zamczysko nam wsią Mrukowa. Zapraszam do przeczytania reportażu z wyprawy do ruin Zamku Mruka.
W ogóle to wiele lat mieszkałem zupełnie niedaleko. Mam też w swoim curriculum vitae epizod przynależności do klubu futbolowego z Mrukowej o znamiennej nazwie „Zamczysko”, którego barw starałem się dzielnie bronić, dając dowody waleczności na nieczynnym już stadionie „pod bokiem” Góry Zamkowej. Nie było jednak okazji spenetrować ruin. Mocno natomiast interesowałem się tym miejscem zbierając ciekawostki. Nadszedł czas aby przynajmniej częścią z nich się podzielić.
Na fotografii herb klubu „Zamczysko Mrukowa”.
Pierwsza relacja Jana Długosza
Pierwszeństwo w odkryciu tego miejsca dajmy Janowi Długoszowi. Wielce zasłużony kanonik krakowski (1415-1480) w „Dziejach Polski” wspominając to zamczysko nazwał je „starożytnymi ruinami”, co wskazuje, że już w XV wieku, od dawna nie spełniało swojej roli. A przecież murowane zamki w Polsce upowszechniły się dopiero w XIII wieku i to w drugiej połowie. Wiele wskazuje więc na to, że był to jeden z najwcześniejszych tego typu obiektów w Polsce. Kamienny zamek istniałby więc stosunkowo niedługo. Od wzniesienia murów do upadku, może zaledwie wiek.
Na zdjęciu Jan Długosz (foto z pl.wikipedia.org)
Oczywiste jednak, że budowa kamiennych umocnień w XIII albo XIV wieku to mógł być kolejny etap rozbudowy od dawna istniejącej osady. O dużym jej znaczeniu świadczą nazwy topograficzne pobliskiego terenu, zwłaszcza Pole pod Grodem – Podgrodzie. Prawdopodobnie więc wcześniej istniał tu gród. Gdzieś wyczytałem (jest to też w Wikipedii), że na terenie wsi znaleziono wyjątkowo cenną monetę samego Aleksandra Macedońskiego z około 324 roku. Wiadomo, że dotarła tu później ale jakże to działa na wyobraźnię! Kolejny dowód kontaktów tych ziem ze Śródziemnomorzem.
Na fotografii moneta z podobizną Aleksandra Wielkiego (ze strony www.culture.pl).
Strategiczna rola
Gród i potem zamek Mruków, stał na straży ważnego z punktu obronnego i gospodarczego miejsca. Dziś góry i rzeki postrzega się jako przeszkody, granice. Kiedyś było zupełnie inaczej. Dolinami rzek – w tym przypadku Wisłoki – przemieszczali się ludzie, wiódł ważny szlak handlowy. Często pisze się o dominacji w tej części Beskidu Przełęczy Dukielskiej, jako szlaku handlowego w średniowieczu. Z tym zupełnie (zresztą nie tylko ja) się nie zgadzam. W rzeczywistości trakt dukielski dopiero od końca XV wieku nabrał znaczenia, po włączeniu Rusi do Korony. Wcześniej główna trasa wiodła bardziej na zachód, właśnie przez przełęcz w Ożennej. Właśnie to górskie obniżenie łączy najważniejsze tu w wiekach średnich miasta pograniczne z obu stron Karpat: Żmigród i Bardejów. (Odległość pomiędzy nimi wynosi około 50 km, jadąc przez Duklę – ponad 80 km. W tamtych czasach to więcej o dzień drogi). Od źródeł Wisłoki jest też zupełnie blisko do dopływów rzeki Topli, zmierzającej do Dunaju. Dlatego też nad górną Wisłoką znajduje się co najmniej kilka pozostałości po grodziskach i różnych obiektach obronnych (najważniejsze to dwa Żmigrody i Walik w sąsiedniej Brzezowej).
Jak widać na mapie google’a zamek Mruka stał na granicy Beskidu i Podgórza. Był stąd rozległy widok na okolicę.
O Mruku
Sama nazwa Mrukowa, jak podają zorientowani, jest odosobową. Miałaby więc pochodzić od człowieka nazywanego Mrukiem. Pisze o tym wielu. Za księdzem Władysławem Sarną, autorem „Opisu powiatu jasielskiego” – powstałego sto lat temu z hakiem – przypomnę teorię prof. Franciszka Piekosińskiego. Według jego wizji na ten teren w VI wieku miało przybyć plemię Lechitów, a poszczególni rycerze założyć konkretne miejscowości. W pracy „Rycerstwo polskie wieków średnich” profesor wymienił kilkudziesięciu rycerzy w powiecie bieckim, od których miały powstać nazwy poszczególnych miejscowości . Wśród nich był Mruk właśnie. Teoria ta obecnie mocno trąci myszką i trudno ją obronić ale za to bardzo ładnie pasuje do tego co przez lata przetrwało w opowieściach ludu zamieszkującego najbliższą okolicę.
O Mruku – tutejszym władcy i panu rozległych ziem na północ od Beskidu – przetrwało wiele legend przekazywanych z dziada pradziada. Nie sposób ich wszystkich przytoczyć, nawet tych już zapisanych w książkach. Mówią one o potędze Mruka, który miał piękną żonę Magurę i trzy córki. Z opowieści tych wyłania się najczęściej obraz człowieka z krwi kości: walecznego i sprytnego ale też wyjątkowego sknery, zakochanego w gromadzonych z zamkowych lochach bogactwach. Do legend wrócimy później, bo przecież póki słońce wysoko … trzeba wyruszać.
Ruszamy w drogę
Jest sobotnie popołudnie. Zielono też wokół, a pogoda wprost cudna. Pełnia słońca, a przy tym wcale nie jest upalnie. Po krótkiej odprawie u Joli, Drużyna Pierścienia wyrusza ścieżkami pomiędzy mrukowskimi domami. Kilka minut i docieramy do drogi śród pól. Tomek-przewodnik wskazuje cel wyprawy – Góra Zamkowa. Ma kształt kopulasty, jak inne wzgórza pasma Magury. „Zaokrąglony stożek – cyplowata odnoga głównego grzbietu Magury” tak określił wygląd i lokalizację jeden z badających ruiny naukowców. Inny nazwał ją „pazurem” podając też inna nazwę wzniesienia „Czersk” albo „Czerska Góra”.
Góra jak góra, ale na mnie robi pewne wrażenie. Jest w niej pewien majestat. „Cyplowata odnoga” sięga najbliżej Mrukowej i wydaje się jakby wychylała się w stronę wsi, ciągnąc za sobą ogrom magurskiego zalesienia. Jakby miała w sobie wielką moc.
Z początku droga wygodna, twarda, pod nogami gęsto żwiru, dalej coraz węższa, trawiasty grzebień wyrasta pośrodku. Góra zaś co kilka kroków rośnie w oczach, a wokół wysokie trawy upstrzone kolorowym zielskiem, jaskry, białe margerytki (jastrunie), gdzieniegdzie fioletowe dzwonki. Maks goni w-te-i-we-wte.
Na stromiźnie
Góra z daleka wydaje się banalna ale pod kopułą drzew kryje niespodzianki. Dosyć gęsto drzew i krzaków. Nasi przewodnicy mówią, że ludzie często nie wiedzą jak trafić na szczyt. Dopytują się, krążą wokół, pewnie zniechęcają ich stromizny, urwiska. Może tak na prawdę nie wiedzą czego szukają? My obchodzimy górę od zachodu i w odpowiednim momencie skręcamy w lewo.
Jest dosyć stromo ale każdy łatwo sobie radzi. Im głębiej w las, Tym więcej drzew ale też kamieni-ostańców. Coraz gęściej zdobią drogę, przyjmując przeróżne ciekawe kształty. W tym – jak twierdzą naoczni świadkowie – można dopatrzeć się kształtu głowy żaby.
Podejście jest strome ale dajemy radę. Nim wyżej tym otoczenie staje się bardziej malownicze. Kamienie wyrastają coraz większe. Z prawej strony za ostańcami zbocze gwałtownie ucieka w dół i robi się kilkunastometrowa przepaść.
Rzut oka na okolicę
Zanim dotrzemy do ruin pomiędzy drzewami otwiera się widok na północ i wschód. Widzialność jest przeciętna ale pomimo to wzrok biegnie daleko. Na wschodzie, zupełnie niedaleko, błyszczy w słońcu wieża widokowa zwieńczona krzyżem na Górze Grzywackiej nad Kątami. U stóp dolna część wsi a a jeszcze bliżej Brzezowa.
Bardziej na zachód widać Osiek, Żmigród Nowy, Dębowiec i Jasło. Ale jest jedno miejsce, leżące dalej na północnym wschodzie, które wyjątkowo wyodrębnia się w tej panoramie. To budynek kościoła na wzgórzu, jego biel lśni wśród ciemnozielonego otoczenia. Z naszych wyliczeń wynika, że to kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Tarnowcu. Tutaj w lekkim zbliżeniu.
To ciekawe zestawienie. Mrukowa i Tarnowiec, leżą daleko ale coś bardzo je łączy. To kult maryjny. Właśnie starą drogą przez Mrukową – jak głosi podanie – wędrowała Matka Boska z Węgier do Polski. Przystanęła w zakątku nad potokiem Szczawa – około 2 km od zamku Mruka – zostawiając odcisk stopy. Dziś mamy w tym miejscu kapliczkę, odpust w Zielone Świątki i przed kilku laty powstałą drogę krzyżową. Historycy wiążą to z rzekomym ufundowaniem figury Matki Boskiej przez Elżbietę Węgierską. Figura trafiła najpierw do Jasła, do nieistniejącego dziś kościoła Karmelitów, a z niego do Tarnowca właśnie. To dzisiaj słynne maryjne sanktuarium.
U celu
Wreszcie docieramy do ruin zamku. Nie poświęciliśmy na to wiele czasu. Od drogi przy wsi do tego miejsca zaledwie 20 minut, i to niezbyt szybkim krokiem. To co nazywamy zamczyskiem, w literaturze historycznej najczęściej określane jest mianem fortalicjum, od łacińskiego słowa o tej samej wymowie (fortalicium) oznaczającego niewielką budowlę o cechach obronnych. Jego pozostałości widać wyraźnie.
Więcej o tym miejscu, ustaleniach profesora Żaki oraz legendach z zamczyskiem związanych w drugie części. Już wkrótce…
Aby przeczytać drugą część reportażu kliknij tutaj: Wyprawa do zamku Mruka – dokończenie.
Świetny opis, chętnie się tam wybiorę.