Witaj Gościu

Cześć

Cieszę się, że do mnie zajrzałeś. Co to za stronka? Ujrzała światło dzienne latem 2010 r., chyba po prostu z potrzeby pisania. Wrzucam tu teksty przeróżne. Czasem coś urodzi się w danej chwili, to znowu pokażę efekt wielomiesięcznej pracy, gromadzenia różnych informacji, których szukam w książkach, archiwaliach, Internecie… Najczęściej dotyczą historii formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale też dziejów mojej Małej Ojczyzny - miejsca, w którym łączą się trzy rzeki: Wisłoka, Jasiołka i Ropa. To malownicze bardzo, wyjątkowe pod wieloma względami, Jasielskie.

Poziom prac jest różny. Mają one głównie charakter popularyzatorski. Jednak – chciałbym to podkreślić, Szanowny Czytelniku - że moją ambicją jest być jak najbliżej prawdy.

Nie bądź rozczarowany, jeśli okaże się, że linki przekierowujące do innych tekstów nie będą działać. Skorzystaj wtedy z wyszukiwarki,a tekst łatwo znajdziesz. Linki nie działają z tego powodu, że to już trzecia odsłona tego bloga, w innym kawałku internetowej przestrzeni. Poprzednie strony po atakach spamowych musiały być wygaszane.

Ostatnie i polecane

Jak jasielski śledczy tropił zabójców księdza z Małastowa

latJasielska policja przed wojną miała wiele osiągnięć w wykrywaniu sprawców najpoważniejszych przestępstw kryminalnych. Jedną z takich spraw było ustalenie i ujęcie zabójców księdza Emila Męcińskiego, proboszcza z Małastowa w powiecie gorlickim. Do zbrodni doszło w czerwcu 1926 r.

Bohaterem tej sprawy był aspirant Józef Malinowski, kierownik służby kryminalnej, a dokładnie ekspozytury śledczej – tak bowiem nazywała się ta komórka podlegająca merytorycznie Urzędowi Śledczemu komendy wojewódzkiej w Krakowie. Jasielska ekspozytura obejmowała swoim zasięgiem obok jasielskiego powiat gorlicki.

MalinowskiBył 11 czerwca, kiedy Malinowski odebrał telefon. Policjanci z Gorlic zawiadamiali o tej tragedii. Aspirant natychmiast wyruszył do Gorlic, skąd wraz z tamtejszym komendantem powiatowym podkomisarzem Józefem Żytko, dotarł do Małastowa.

Na zdjęciu Józef Malinowski, w randze podkomisarza PP. Fotografia ze strony http://www.radaopwim.gov.pl.

Oględziny miejsca zbrodni i zwłok niewiele dały. W opisie kilka lat post factum zawarto informację, że policjanci zastali zwłoki okaleczone. Głowa księdza była rozbita, na ciele znaleźli liczne nacięcia. Pewne było, że mordercy przyszli po pieniądze. Plebania była zdemolowana, szukając łupów przestępcy mocno nabałaganili. Policjanci ustalili, że z szuflad i szaf zrabowano  pieniądze, portfele, zegarek i latarkę elektryczną. Śladów bliżej identyfikujących złoczyńców – nie było.

Co prawda ludzie ze wsi gadali, że niby we wsi w krytycznym dniu widzieli dwóch podejrzanych mężczyzn, ale nic konkretnego nie potrafili podać. Ani o ich wyglądzie, ani z jakiego kierunku przyszli i dokąd się potem udali.

Kierownik Malinowski nie odpuszczał. Kilka dni przebywał w okolicy pilnie poszukując informacji. To przyniosło skutek. Dowiedział się bowiem, że parę dni po zabójstwie, noc z 14/15 czerwca, jacyś dwaj osobnicy spędzili u Jakuba Ślusarczyka, leśnego  w Foluszu, w Jasielskiem. Policjanci sprawdzili ten sygnał. Było warto – Ślusarczyk, zanim przyjął gości pod dach, poprosił ich o dokument. Jeden z nich pokazał legitymację. Leśniczy zapamiętał zapisane w niej nazwisko. Co istotne, przypomniał sobie także, iż jeden z mężczyzn miał plamę na koszuli. Może to była krew?

Nazwisko M. było bardzo charakterystyczne. Bardzo rzadko występujące, a najbliżej pod Frysztakiem. Tam też udał się aspirant Malinowski. Na miejscu, posterunkowy Majchrzak udzielił mu wielu informacji, co dało podstawy do przypuszczeń, że to M. mógł być sprawcą morderstwa. Gdzie jednak może znajdować się ten człowiek? Szukaj wiatru w polu, skoro M. pojawiał się w swej wsi sporadycznie.

Jak wiele jednak znaczy dobre rozpoznanie policyjne. Posterunkowy Majchrzak powęszył w terenie i szybko podpowiedział rozwiązanie. Okazało się, że M. miał kumpla, niejakiego Władysława Ł. Tego też trudno było namierzyć, ale człowiek ten – co wiedział policjant – miał słabość do pewnej Eleonory ze wsi Pułanki. Eleonora miała być jego kochanką.

Przygotowano więc zasadzkę. Posterunkowy Majchrzak ukrył się w pobliżu domu ukochanej figuranta, a może pozyskał w sąsiedztwie współpracownika, dość, że zadziałał szybko i skutecznie. Kiedy tylko Ł. przybył do ukochanej, policjant mógł przystąpić do działań. Odczekał jakiś czas dając młodym możliwość skonsumowania spotkania, po czym, w odpowiedniej chwili wkroczył do stodoły, w której przebywali. Kochanków zaskoczył podczas snu.

Ł. został wzięty pod klucz. Początkowo nic nie mówił. Na pytania o kolegę, stanowczo twierdził, że w ogóle go nie zna. Od czego są jednak metody śledcze. Wystarczyło zrobić konfrontację zatrzymanego z leśniczym Ślusarczykiem i jego pracownikiem  Zawadą. Ci rozpoznali nocnego gościa. To pozwoliło wykonać kolejny krok w śledztwie. Ł. musiał przyznać się do przenocowania u leśnego, a nawet do pobytu w Małastowie. Twierdził jednak, że z napadem na księdza nie ma nic wspólnego.

Zmiękł dopiero, kiedy przedstawiono mu kolejne dowody. Pochodziły z rewizji u wspomnianej Eleonory. W jej domu znaleziono 50 złotych, ale co było decydujące – policjanci natrafili na latarkę elektryczną, taką samą jaką zrabowano z mieszkania księdza. To było decydujące trafienie. W obliczu przedstawionych faktów Ł. przyznał się do udziału w napadzie wskazując M. jako zabójcę.

Złapanie zaś tego drania nie było łatwe. Jak się potem okazało, morderca krążył po kraju, przebywał m.in. w Kutnie i Sokołowie, w województwie lubelskim. Kierownik Malinowski rozpisał więc za nim inwigilację – tak określano wówczas poszukiwania. Do września udawało się złoczyńcy uciekać przed policją. Wreszcie 13 tego miesiąca M. został aresztowany przez lubelską policję i przewieziony do Jasła.

Tu, podczas przesłuchania, które oczywiście przeprowadził Malinowski, 15 września 1926 r., M. przyznał się do udziale w zbrodni. Przy tym – co wcale nie dziwi – to kumpla Ł. wskazał jako tego, który zabił księdza.

To były czasy, kiedy wymiar sprawiedliwości działał bez zwłoki. Pomimo, że mieliśmy wtedy jeszcze sądy przysięgłych. Sąd taki zebrał się na początku grudnia tego samego roku. Rozprawę prowadzono trzy dni: 1, 2 i 3 grudnia. Dwaj oskarżeni odpowiedzialnością za zbrodnię obciążali się nawzajem, udając niewiniątka. Nic im ta taktyka nie pomogła. Ława przysięgłych uznała ich winnymi zbrodni i w efekcie, obaj zostali skazani na śmierć przez powieszenie.

IMG_9772

Za „wykazanie sprawności w prowadzeniu dochodzenia i poświęcenie się pracy z całą energią i dokładnością, aspirant Józef Malinowski otrzymał pochwałę wyrażoną przez Sąd Okręgowy w Jaśle oraz pochwałę w rozkazie komendanta wojewódzkiego w Krakowie.

Jeszcze w 1926 r. J. Malinowski otrzymał awans na kierownika komisariatu w Tarnowie. Było to stanowisko z etatem podkomisarza. Później pełnił funkcję komendanta powiatowego w Gorlicach i w Kozienicach. Ten utalentowany policjant śledczy zginął zamordowany przez Sowietów w Twerze (Kalininie) wiosną 1940 r.

Komentowanie wyłączone.