Witaj Gościu

Cześć

Cieszę się, że do mnie zajrzałeś. Co to za stronka? Ujrzała światło dzienne latem 2010 r., chyba po prostu z potrzeby pisania. Wrzucam tu teksty przeróżne. Czasem coś urodzi się w danej chwili, to znowu pokażę efekt wielomiesięcznej pracy, gromadzenia różnych informacji, których szukam w książkach, archiwaliach, Internecie… Najczęściej dotyczą historii formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale też dziejów mojej Małej Ojczyzny - miejsca, w którym łączą się trzy rzeki: Wisłoka, Jasiołka i Ropa. To malownicze bardzo, wyjątkowe pod wieloma względami, Jasielskie.

Poziom prac jest różny. Mają one głównie charakter popularyzatorski. Jednak – chciałbym to podkreślić, Szanowny Czytelniku - że moją ambicją jest być jak najbliżej prawdy.

Nie bądź rozczarowany, jeśli okaże się, że linki przekierowujące do innych tekstów nie będą działać. Skorzystaj wtedy z wyszukiwarki,a tekst łatwo znajdziesz. Linki nie działają z tego powodu, że to już trzecia odsłona tego bloga, w innym kawałku internetowej przestrzeni. Poprzednie strony po atakach spamowych musiały być wygaszane.

Ostatnie i polecane

O dominikanach żmigrodzkich (3). Wypędzenie mnichów

W winnicy nad Kątami dojrzewają owoce. Zbiory już widać, że będą słabsze, bo choć pogoda niezgorsza, nie było w tym roku takiego serca do pracy. Od pewnego czasu wielki niepokój gryzie duszę Serwacego, przeora żmigrodzkiego konwentu. Dochodzą wieści, że ludzie z zainteresowaniem słuchają pogłosek o końcu papiestwa. Co prawda lud wiejski z szacunkiem traktuje mnichów ale już dla mieszczan, a co gorsza – szlachetnie urodzonych – ostatnio – solą w oku bracia misjonarze. Do tego jeszcze ci kacerze od Husa – rozsiedli się na wzgórzu nad Brzezową jak u siebie. Dlaczego na to się pozwala?

To nie mój wymysł z tą Brzezową. Gdzieś u Franciszka Kotuli znalazłem informację, że grodzisko Walik w pobliżu tej wsi nazywane było przez starszych z tej okolicy również mianem „kociego zamku”. Bardzo więc prawdopodobne, że w miejscu tym, właśnie w XV wieku znaleźli swój postój husyci. Uciekali oni z Czech do Polski przed prześladowaniami, a obozy zakładali na wzgórzach. Wzniesienia te nie mogły być zbyt duże, aby dotrzeć bez problemów konnym zaprzęgiem. Husyci bowiem zakładali warownie składające się z w krąg ustawionych wozów bojowych tzw. kotczy (stąd nazwa „koci”, „kociarze”). Walik był idealnym miejscem. Zresztą miejsc o nazwie „koci zamek” w tej okolicy jest więcej, m.in. w Jaśle.

Musieli więc tutaj przebywać Czesi. A skoro tu byli, to za przyzwoleniem panów tych ziem. W Polsce była wówczas szeroka tolerancja religijna. Nie tylko dla husytów ale też wszelkich „innowierców”. Tym trudniej dla Dominikanów, którzy przecież zajmowali się zwalczaniem herezji. Husyci musieli kontaktować się z miejscową ludnością i zaopatrywać się w potrzebne rzeczy w Żmigrodzie. Zapewne rozsiewali przy tym nowe idee, czym podkopywali pozycję zakonu wyjątkowo oddanemu zwalczaniu herezji. Przeor Serwacy miał więc powody do niepokoju.

Zdjęcie współczesne – wygląd wozu bojowego taborytów. Ze strony www.esil.pl. 

Na nieszczęście dla niego i innych mnichów nowinki coraz przychylniej przyjmowane były przez szlachtę. W połowie XV wieku Żmigród i okolice stały się gniazdem rodu Stadnickich herbu Drużyna. W 1510 r. po śmierci ojca, Andrzej Stadnicki został panem na Żmigrodczyźnie. Dzielił go z Wojszykami, jednak w 1541 r. wykupił kilka wsi i od tej pory był tu czołową postacią (Wojszykom pozostała ¼ miasta).

Andrzej Stadnicki był osobą nietuzinkową. Piastował wiele zaszczytnych stanowisk. Pisał się „ze Żmigroda”, a sięgnął po tytuły: wojewody bełskiego, podkomorzego przemyskiego i kasztelana sanockiego. Był dziedzicem Żmigrodu, Birkowa i Osieka z przyległościami. Końcem lat 40. XV wieku na protestantyzm przeszły czołowe rody Małopolski. Najpierw Oleśniccy, a za nimi nasi Stadniccy, Szafrańcowie, Firlejowie i Zborowscy.

Na ilustracji herb Stadnickich „Drużyna” z Herbarz Polski. Ze średniowiecza do XX wieku.

W pierwszej połowie XVI wieku przez kraj przeszła burza reformacji. Szlachta przechodziła na luteranizm, kalwinizm i arianizm, pociągając za sobą mieszkańców swych ziem. Nie doszło do wojny religijnej, jak w innych krajach ale starano się podkopać postawy bytu ekonomicznego kościoła katolickiego. Jak pisze Ryszard Turek (Echa reformacji w regionie żmigrodzkim „Region Żmigrodzki” z lat 2010-11) http://www.jerzy.nazwa.pl/wydawnictwo/2010/12_2010.pdf właściciele ziem przywłaszczali sobie dziesięcinę albo odmawiali jej płacenia. Dla kościoła pobierano ją zaledwie w jednej lub dwóch okolicznych wsiach, odmawiano posług. Tym samym byt ekonomiczny, zarówno parafii jak i klasztoru, stanął pod znakiem zapytania.  Wreszcie dochodziło do plądrowania kościołów. W dekanacie żmigrodzkim na 12 świątyń dwie zostały splądrowane (St. Kumik. Turek podaje informację o Kobylanach, Makowiskach, pisze dalej, że później doszło do tego w Nienaszowie, gdzie powstał konflikt między chłopami, a osadzanymi tam przez szlachtę ministrami i zwolennikami nowych wyznań). W okolicy powstawały zbory protestanckie, najczęściej kalwińskie i ariańskie.

Dokuczania „sheretyczalych Stadnickich” (W. Sarna) spowodowały, że Dominikanie musieli opuścić Żmigród. Majątek klasztorny został zagarnięty przez niektórych mieszkańców miasta. Jedyny być może dominikanin – źródła wspominają bowiem o „mansyonaszu” przeniósł się do kościoła parafialnego. Nastał tu potem czas zupełnego upadku Kościoła katolickiego. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale w 1564 r. przez kilka miesięcy w ogóle nie było żadnego kapłana katolickiego w Żmigrodzie. Po opuszczeniu klasztoru przez Dominikanów, osadzony w nim został człowiek świecki kanonik spiski Jan Nieszkowski. Zamieszkał tu z konkubiną i trojgiem dzieci.

Gdzieś, w zbiorze legend o tych okolicach przeczytałem kiedyś, jedną o klątwie mnichów rzuconej na Żmigród. Podano w niej, że panowie tych ziem odrzucili wiarę przodków. Szlachetnie urodzeni przyjęli nauki heretyckie i przepędzili rzymskich duchownych. Dominikanie nie mieli tu czego szukać, a wyrządzano im krzywdy, niszczono uprawy, nie pozwalano głosić Słowa Bożego. Kiedy bracia w strachu i poczuciu wielkiej krzywdy opuszczali „gród żmij”, szli z miasta odwróceni tyłem, co miało sprowadzić nieszczęścia na wiarołomnych grodzian. Kiedy znaleźli się za bramą miasta otrzepali proch ze swoich sandałów…

To nie koniec tej opowieści. Jeszcze w XVI wieku restaurowano konwent dominikański w Żmigrodzie. Braciszkowie mieli tu przebywać jeszcze przez 200 lat. O tym jednak w kolejnym odcinku.

Na ilustracji głównej jeden z herbów zakonu Dominikanów – jeden z wielu symboli zakonu z napisem: laudare (uwielbiajcie), benedicere (błogosławcie), praedicare (przepowiadajcie/nauczajcie).

Obok inny znak Zakonu Braci Kaznodziejów – pies trzymający w pysku zapaloną pochodnię. Symbol ten związany jest z legendą o świętym Dominiku Guzmanie założycielu zgromadzenia.  Według tej legendy matka Dominika miała przed urodzeniem przyszłego świętego sen, w którym miała urodzić właśnie psa trzymającego zapaloną pochodnię. Od ognia pochodni rozpalić się miał cały świat. Pochodnia symbolizuje ogień Ewangelii, natomiast pies – zwykle koloru biało-czarnego – zakon Dominikanów. Niekiedy nazywa się Dominikanów „psami Pańskimi”. 

Komentowanie wyłączone.