To było wydarzenie, które wstrząsnęło mieszkańcami podjasielskich wsi. Wieść o nim miała się potem rozejść szeroko po świecie za pośrednictwem gazet – stąd o tym wiem. W dzień wyjątkowy, bo w Wigilię Bożego Narodzenia doszło do zabójstwa. W tak spokojnej na co dzień Błażkowej młody chłopak zamordował swoją ukochaną. Potem sam pozbawił się życia.
Anno Domini 1924
Wydarzyło się to w 1924 r. Naówczas zdarzenie tego rodzaju było prawdziwym ewenementem. Wieś naszych dziadków i pradziadków oczywiście nie była wolna od przestępstw. Zdarzały się zabójstwa rabunkowe, albo na tle waśni rodzinnych. Ale żeby z miłości? Wciąż jeszcze obyczaj kazał pytać starszych o pomoc w wyborze małżonka. Wielu posłusznie wykonywało wolę rodziców. W tak dobranych parach różnie się wiodło, ale żeby dopuścić się zbrodni tylko z powodu uczucia do kobiety? To wielu mieszkańcom tradycyjnej wsi w głowie pomieścić się nie mogło.
To nie był Romeo
Dziewczyna była sierotą. Kiedy w 1914 roku wybuchła Wielka Wojna ojciec został wezwany do austriackiej armii. Z wojny niestety już nie powrócił. Sierota pochodziła z dobrej, dosyć dostatniej rodziny. Liczyła, że ułoży sobie życie. Miała jednak tego pecha, że wpadła w oko złemu chłopakowi z sąsiedztwa. Przez dwa lata trwała bliska znajomość. Niestety młodzieniec nie sprostał próbie. Miał rogatą duszę i uczciwością nie grzeszył. Pewnego dnia okazało się, że to złodziej, policjanci wpadli na jego trop i zabrali go do aresztu. Być „hareśtantem” w tamtych czasach równało się towarzyskiemu ostracyzmowi. Chłopiec z aresztu wyszedł ale odwróciło się od niego serce jego wybranki. Na oczy nie chciała go widzieć.
Inny pomyślałby może, że tego kwiatu jest… i poszedłby gdzie indziej szukać szczęścia. Nasz „bohater” nie chciał jednak pogodzić się z odrzuceniem. Nadal nagabywał dobrą dziewczynę. Kiedy jednak przekroczył granicę, zaczął jej grozić, zdecydowała się uciec. Najpierw podjęła służbę u jednej rodziny w Jaśle. To nie pomogła, wyjechała więc do Krakowa. Amant też wkrótce zniknął – mówiono, że pojechał w świat szukać ukochanej.
Tragiczny finał
Nadeszły święta. Dziewczyna postanowiła spędzić je z najbliższymi. Przed Wigilią pojawiła się w Błażkowej. Za niedługo również młodzieniec przyjechał do wsi. To co wydarzyło się potem wskazywało na to, że już wtedy podjął decyzję. Zamierzał zrealizować plan najgorszy z możliwych. Miał rewolwer. Była Wigilia a on zaczął od pożegnania się z rodzicami. Po wyjściu z domu skierował się pod dom wybranki. Postanowił czekać kiedy pojawi się na drodze do stajni idąc wydoić krowy. Zamiast niej do stajni poszła jednak młodsza siostra.
Drań nie wytrzymał. Wyjął rewolwer i wpadł do domu. Przyciągnął dziewczynę do siebie i przystawił jej broń do głowy. Nacisnął spust pozbawiając życia swą ukochaną. Wypadła z jego objęć a on wystrzelił jeszcze trzykrotnie w leżącą na podłodze ofiarę. Zaraz potem przystawił broń do swojej skroni. Chciał umrzeć przy dziewczynie. Jakże jednak okrutnie zadrwił z niego los… Broń zawiodła – rewolwer się zaciął. Desperat musiał zmienić plan. Wybiegł z domu i po przebiegnięciu kilkuset metrów zatrzymał się i ponowił próbę. Tym razem skutecznie. Jego ciało znaleziono z otworem po kuli w środku czoła.
Epilog
Na pogrzebie dziewczyny obecni byli niemal wszyscy. Trumnę z jej zwłokami na cmentarz odprowadziła cała wieś. Inaczej było z mordercą. Nie żałował go niemal nikt. W ostatniej drodze towarzyszyła mu tylko rodzina. Wspólnota nie darowała win złoczyńcy nawet po śmierci. Wyrok był oczywisty – wykluczono go ze sfery sacrum – zwłoki złożono w niepoświęconej ziemi.
Na zdjęciu: Góra Liwocz nad Błażkową.
Najnowsze komentarze