Witaj Gościu

Cześć

Cieszę się, że do mnie zajrzałeś. Co to za stronka? Ujrzała światło dzienne latem 2010 r., chyba po prostu z potrzeby pisania. Wrzucam tu teksty przeróżne. Czasem coś urodzi się w danej chwili, to znowu pokażę efekt wielomiesięcznej pracy, gromadzenia różnych informacji, których szukam w książkach, archiwaliach, Internecie… Najczęściej dotyczą historii formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale też dziejów mojej Małej Ojczyzny - miejsca, w którym łączą się trzy rzeki: Wisłoka, Jasiołka i Ropa. To malownicze bardzo, wyjątkowe pod wieloma względami, Jasielskie.

Poziom prac jest różny. Mają one głównie charakter popularyzatorski. Jednak – chciałbym to podkreślić, Szanowny Czytelniku - że moją ambicją jest być jak najbliżej prawdy.

Nie bądź rozczarowany, jeśli okaże się, że linki przekierowujące do innych tekstów nie będą działać. Skorzystaj wtedy z wyszukiwarki,a tekst łatwo znajdziesz. Linki nie działają z tego powodu, że to już trzecia odsłona tego bloga, w innym kawałku internetowej przestrzeni. Poprzednie strony po atakach spamowych musiały być wygaszane.

Ostatnie i polecane

O dominikanach żmigrodzkich (6). Do ojców na Matkę Boską Jagodną

dominicansJak wyglądał kościół żmigrodzkich dominikanów? Któż to wie? Kiedy nastąpiła rozbiórka nie znano jeszcze sztuki fotografii. Nic mi nie wiadomo też o jakichś szkicach, które przedstawiałyby choćby zarys budynku. „Jak to zwykle z historią bywa, jedyne co o niej wiemy, to to, że niczego na pewno nie wiemy.” – przeczytałem właśnie na stronach sandomierskich dominikanów. No właśnie. Zaryzykuję jednak w swej niewiedzy kilkoma tezami na podstawie dwóch nadesłanych mi niedawno inwentarzy. Przenieśmy się na Żmigrodczyznę w początkach XVII wieku – w pierwszych latach panowania Zygmunta III Wazy, w pierwszy dzień po Oktawie Narodzenia św. Jana, czyli w Święto Matki Bożej Jagodnej.

Na Święto Matki Jagodnej

Córki kąckich kmieci całą gromadą przemierzają zarośla na Wilczej Górze. Idą na odpust do ojców dominikanów. Ledwie daje się zauważyć, jak bardzo podekscytowane są tym, co im przyniesie dzień w Żmigrodzie. Takie święto! Tyle ludu będzie w mieście! „Ale nie o tym trza myśleć, a o modlitwie!” Śpiewają więc jedną po drugiej pobożne pieśni, tak obyczaj karze. Nawet burczenie w brzuchu nie psuje humoru. Wszystkie są na czczo, i mimo, że w lesie właśnie dojrzewają tak długo wyczekiwane poziomki i maliny, żadna nie tknie ich dzisiaj. „Ojce koniecznie nie kazali tykać leśnych jagód. Żeby co jeść miała Matka Boska, co pod sercem nosi Dzieciątko… Dzięki niej – Jagodnej – nie tknie nas żadne licho, ni czary, a po ślubie rodzić bedziem tylko zdrowe i silne dzieci… Pomódlmy się więc dziś… najlepiej miłym Bogu śpiewem…”

d4Powyżej obraz Leli Pawlikowskiej „Matka Boska Jagodna” z 1936 r., z portalu naludowo.pl.

„Matka Boża Jagodna” to zapomniane już – przyznajcie sami – ludowe przezwisko maryjnego święta. Jak wcześniej wspominałem, świątynia dominikanów żmigrodzkich określona została wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Co roku tutejszy konwent obchodził dwa główne święta. Pierwsze właśnie 2 lipca, w Święto Nawiedzenia, drugie zaś – w niedzielę po święcie Narodzenia Najświętszej Maryi Panny (czyli po 8 dniu września). To drugie było świętem patronalnym (poświęcenia kościoła). Hola… hola! – Ktoś zwróci uwagę – przecież Święto Nawiedzenia mamy nie lipcu, ale ostatniego dnia maja! Będzie miał rację… ale tylko dzisiaj. Warto tu bowiem wspomnieć, że w dawnych czasach właśnie 2 lipca je obchodzono.

Święto Nawiedzenia NMP miało swoją „ludową” – jakże piękną nazwę – Jagodnej. Z tej to przyczyny, że w tym czasie dojrzewają leśne owoce. Co ciekawe, uczeni piszą, że czczenie Matki Bożej Jagodnej miało źródła w czasach przedchrześcijańskich – w kulcie płodności.

Skąd zakaz zrywania w tym dniu jagód? Według podania, brzemienna Maria, na spotkanie ze Świętą Elżbietą szła sama przez lasy i bezdroża. W długiej drodze, z braku pożywienia, posilała się tylko owocami znalezionymi w lesie. Z tej przyczyny w Święto Nawiedzenia tradycją zabronione było zrywanie leśnych owoców. Matka Boska Jagodna, uważana była za opiekunkę matek i kobiet ciężarnych, zwłaszcza mających w tym okresie problemy. Kobiety wierzyły, że za jej przyczyną będą mogły wydać na świat zdrowe i silne potomstwo, odporne na choroby i czary. Będą mogły cieszyć się szczęśliwym macierzyństwem. „Jakie to szczęście  – mówiły do siebie kobiety od Kątów po Mytarz i Toki, że mamy w nowożmigrodzkim grodzie kościół Najświętszej Panienki!”

Wchodzimy do kościoła

Po tym obszernym wstępie przejdźmy do opisu świątyni dominikańskiej. Klasztor stał tuż przed miastem – dla idących z południa, od Kątów, a kościół – w miejscu bezpieczniejszym, tuż za miejskimi murami. Skoro popatrzymy na mapę A. Miega [poprzedni odcinek opowieści]– wydaje się, że w orientacji wschód-zachód z prezbiterium od strony wschodniej, tak jak parafialny. Był murowany – piszą badacze tematu – wykorzystano tu zapewne kamień, którego dosyć w okolicy. Ale warto zauważyć, że świątynie dominikanów w Polsce budowano wtedy z na miejscu wypalanych cegieł. Skoro rodzimy Świętej Trójcy w Krakowie w XIII w. wzniesiono z tego materiału, podobnie jak dominikański Św. Jakuba w Sandomierzu, dlaczego nie zrobiono by tego w Żmigrodzie? Zatem w mojej ocenie, już z dala oczy pielgrzymów cieszył w jasnym świetle ciepły wśród zieleni, rudo-popielaty melanż.d1

Żmigrodzki konwent należał do prowincji krakowskiej. Tak właśnie wyglądał „ceglany” obiekt dominikanów w Krakowie na przełomie XVIII/XIX w. (Do dziś nie zachowała się wieża – na pierwszym planie). Ilustracja z Wikipedii.org.

d2

A może bardziej był jak ten w Sandomierzu – najstarszy z kościołów w tym mieście. Jest mniejszy, cegły i stoi tak na wzgórzu jak stał kiedyś ten nasz żmigrodzki.

Naszym pielgrzymkom w odświętnych jasnych lnianych sukniach – z racji dużego tłumu – trudno wcisnąć się do świątyni. „Ale trza wejść koniecznie, choć chwilę zobaczyć święty obraz”. U człowieka z wioski, ze świata drewna, lnu i konopii, cuda w kościele nieziemskie. Różne obrazy, w tak gładkich z drewna ramach, zdobienia różne wymyślne, płomyki świec mienią srebro i złoto na kielichach, monstrancjach i sygnaturkach. Cudowne szycia i ozdoby na ornatach, obrusach, chorągwiach. Pyszne ubrania panów szlachetnych i mieszczan sławetnych w bliskości prezbiterium. Tam w kontraście do biało-czarnych strojów ojców zakonnych. W uszach brzmi chór mnisi, uzupełniają go organy. Do tego zapach dymu świec, kadzideł i różnorodnego tłumu wiernych. Nie da się ruszyć z miejsca, kiedy nastrój wciąga wszystkie zmysły. Nie dotrze na moment do zachwyconej głowy, sygnał o chłodzie ceglanej posadzki, na której rozgrzane lipcową drogą kołyszą się własne gołe stopy.

Rzut oka na budowę i wystrój wnętrza

No właśnie, czy wystrój kościoła mógł zachwycać? Przedstawmy teraz jego wyposażenie.

NMPW inwentarzach wspomina się o „kościele większym”, zatem istniał i „mniejszy”. Ale rozumiemy to jako odniesienie do dwóch części jednego obiektu.  W części mniejszej – prezbiterialnej – na wprost wejścia znajdował  się najwspanialszy ołtarz główny, a w nim obraz ze sceną Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. W spisie określony jako „stary”, był więc może jeszcze w estetyce średniowiecza? Po jego obu stronach umieszczono obrazy. Przed nim zaś zawieszono spiżową „wieczną lampę” – znak Jego ciągłej obecności. W tej części, po obu stronach stały ławki (pulpity), drewniane przeznaczone dla chóru, oddzielone takąż kratą. Wykonane były w sposób prosty.

Obok jedno z wyobrażeń Wniebowzięcia NMP. Foto ze strony: obrazmojegoserca.blog.pl.

W części większej kościoła, dla wiernych, znajdowały się dwa ołtarze mniejsze, wykonane z drewna, dwumetrowej wysokości, z których ten po prawej stronie był pod wezwaniem „Różańca Świętego”, co było typowe u dominikanów. Przedstawiał on malowaną na płótnie Matkę Bożą Różańcową. W inwentarzu napisano, że właśnie zrobiono go niedawno, pewnie jasne jeszcze drewno ramy cieszyło oko. Stał przy ambonie. Po prawej więc stronie się znajdowała. Z niej to kaznodzieje – a był to przecież zakon kaznodziejskim zwany – ksiądz wygłaszał kazania. Ołtarz po lewej stronie poświęcony był  Świętym Kosmie i Damianowi. Postacie męczenników przedstawione były w rzeźbach o wysokości dwóch łokci.

Świątynię zdobiły jeszcze inne obrazy.  Wzrok przykuwał wizerunek Zbawiciela niosącego krzyż, o ramach drewnianych. Było tam też 16 obrazków odbitych na papierze w drewnianych ramkach, jeden obrazek na  jedwabiu czerwonym i jeden na zielony. Odbity na papierze był wizerunek Różańca Świętego. Co przedstawiały pozostałe? Mamy podane, że m.in. wizerunki  dwunastu apostołów.

Zerknijmy w górę. Najpierw w stronę ołtarza. Tam, na styku dwóch części kościoła, nad przejściem – w tzw. tęczy – wsiał drewniany krucyfiks, wysokości trzech łokci. W kościele był jeszcze jeden wizerunek Ukrzyżowanego – do przenoszenia podczas procesji). U sklepienia umocowane były dwa dzwonki sygnaturki [małe dzwony], które wzywały wiernych do kościoła tuż przed mszą. Dzwoniono nimi też podczas Podniesienia. W kościelnej wieży znajdował się dzwon duży. Inwentarze wspominają też „chór większy” z „pozytywem” czyli organami.

Ważną ozdobą kościoła były chorągwie. Dwie były mniejsze, dwie większe, wszystkie miały kolor czerwony. Jedna z nich należała do bractwa różańcowego. W kościele było kilka świeczników. Cztery pary wykonane z drewna, z nich dwa były przenośne. Cztery spiżowe, w tym jeden wspomniany wiszący w kościele – i dwa cynowe.

Inne rzeczy

Nie sposób wymienić tu całego dodatkowego wyposażenia. W spisie z 1605 r. opisane są: sprzęty liturgiczne, ornaty, antependia [zdobione okrycia, zasłony, stołu ołtarza], szerzynki [różne płótna do kładzenia pod naczynia liturgiczne], alby, bursy, obrusy, chusty, pokrowce na dzwony i kielichy, itp, itd… Oprócz opisanych wyżej przedmiotów, jest ich tam grubo ponad 150! Samych ornatów sztuk 15! W tym pięć adamaszkowych, cztery aksamitne, większość ze stułami i manipularzami [dziś już nieużywana chusta przewieszona przez ramię]. W różnych kolorach: błękitne, czarne, był żółty i „pstry” nawet. Ale najwięcej – w kolorze czerwonym i białym.

d3Dominikanie „pod względem kolorystycznym” byli przygotowani na każdy rodzaj uroczystości, każdy przyrząd był w kilku kolorach. Ale przeglądając to wszystko wydaje się, że chyba czerwony dominował w tej świątyni. Obok czerwonych chorągwi, w kościele, w tym kolorze obok wielu innych były i pokrywce na dzwony i szerzynki haftowane i chusty, i jedwabne osłony na kielichy…

Melchidezek ze strony liturgiczny.pl.

Wymieńmy jeszcze rzeczy z materiałów szlachetnych. Monstrancje były dwie. Jedna  srebrna, w której pozłacany był melchizedek [podstawka w niej do podtrzymywania Najświętszego Sakramentu]. Druga spiżowa z melchizedekiem srebrnym, zdobiona srebrnymi: słońcem i krzyżem. Dwa były również kielichy z patenami, oba srebrne, pozłacane. Był tam tez krzyż mały ze srebra miejscami pozłacany. Puszka, w której przechowywany był Najświętszy Sakrament, też była srebrna, miejscami pozłacana.

Oni musieli być pod wrażeniem…

O. Zygmunt Mazur w swej pracy o żmigrodzkim klasztorze ocenia, że wyposażenie kościoła było skromne. W porównaniu do innych konwentów, pewnie tak było. Ale warto tu zauważyć, że inwentarze z początków XVII wieku, z których korzystał (i ja też na nich się opieram), mówią o czasie reaktywacji żmigrodzkiego klasztoru. Mimo to, kościół – moim zdaniem, w kontekście tego co wyżej opisałem – dla współczesnych  robił wrażenie. Zwłaszcza dla „prostego” ludu, jaki w większości zamieszkiwał tę piękną krainę pogranicza.

A cóż dopiero w najważniejszą uroczystość roku! Był to czas, kiedy nabożeństwa były prawdziwym spektaklem, obok przeżyć duchowych zapewniające moc doznań estetycznych. Setki, a może i tysiące wiernych z uwagą obserwowały każdy szczegół dominikańskiego nabożeństwa, mszy i procesji, słuchały każdego wypowiedzianego słowa. Starano się zapamiętać bieg nowej pieśni, aby móc ją zaśpiewać choćby tym, którzy przyjść na nabożeństwo chwalące Pana i Jego Matkę Jagodną nie mogli.

Ilustracja główna: ze strony dominicanes.files.wordpress.com.

Komentowanie wyłączone.