Witaj Gościu

Cześć

Cieszę się, że do mnie zajrzałeś. Co to za stronka? Ujrzała światło dzienne latem 2010 r., chyba po prostu z potrzeby pisania. Wrzucam tu teksty przeróżne. Czasem coś urodzi się w danej chwili, to znowu pokażę efekt wielomiesięcznej pracy, gromadzenia różnych informacji, których szukam w książkach, archiwaliach, Internecie… Najczęściej dotyczą historii formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale też dziejów mojej Małej Ojczyzny - miejsca, w którym łączą się trzy rzeki: Wisłoka, Jasiołka i Ropa. To malownicze bardzo, wyjątkowe pod wieloma względami, Jasielskie.

Poziom prac jest różny. Mają one głównie charakter popularyzatorski. Jednak – chciałbym to podkreślić, Szanowny Czytelniku - że moją ambicją jest być jak najbliżej prawdy.

Nie bądź rozczarowany, jeśli okaże się, że linki przekierowujące do innych tekstów nie będą działać. Skorzystaj wtedy z wyszukiwarki,a tekst łatwo znajdziesz. Linki nie działają z tego powodu, że to już trzecia odsłona tego bloga, w innym kawałku internetowej przestrzeni. Poprzednie strony po atakach spamowych musiały być wygaszane.

Ostatnie i polecane

O kondycji moralnej milicjantów z 1947 roku

mo4Przeglądając kiedyś archiwalia dotyczące spraw powojennych w powiecie jasielskim wpadłem na materiały Milicji Obywatelskiej z 1947 r. Obok spraw politycznych były tam szczególnie ciekawe zapiski na temat poziomu etycznego funkcjonariuszy tej formacji. Poczynili je komendanci powiatowi, oficjalnie informując swoich przełożonych o służbowych problemach. Nie było różowo – treści te potwierdzają tezę, że do tej służby w czasach stalinowskich szło wielu  ludzi wątpliwej etycznej kondycji.

Ani tchórze, ani bohaterowie

W sprawozdaniach Komendy Powiatowej MO do Komendy Wojewódzkiej w Rzeszowie były specjalne punkty, do których obowiązany był odnieść się komendant powiatowy. Dotyczyły nastrojów wśród milicjantów, stanu moralnego i dyscypliny. Oceniano też bohaterstwo i tchórzostwo funkcjonariuszy M.O.

Co do ostatniego z punktów, to pełne rozczarowanie. Przez cały rok problem pozbywano jednym stwierdzeniem: „Wypadków bohaterstwa, jak też tchórzostwa wśród funkcjonariuszy M.O. nie notowano”…  Co do stanu moralnego – tu nie ma rozczarowania – opisów wiele.  „Stan moralny i dyscyplina wśród funkcjonariuszy M.O. w okresie sprawozdawczym był zadowalający” albo „dobry”. To najczęstsze, rzec można „sztampowe”  stwierdzenia w kolejnych sprawozdaniach. Jednak po tych słowach padało najczęściej wyrażenie: „z wyjątkiem”. A potem? – Potem  były przykłady dosadnie zaprzeczające wcześniejszej  tezie. Oto niektóre z nich.

Komendant z granatami

plakatmoW Brzostku komendant spowodował eksplozję granatu. Jan O. w dzień wigilijny, 24 grudnia 1946 r., pełnił służbę na posterunku. Nie było chyba zbyt wiele do roboty skoro postanowił zajrzeć do kieliszka. Nie okazał tym samym szacunku do wigilijnej tradycji, która w tym szczególnym dniu zalecała pozostanie w trzeźwości. Jakieś złe licho musiało podkusić komendanta, skoro w stanie mocno po spożyciu wpadł na pomysł aby odpalić granat zaczepny. Wybuch znacząco popsuł atmosferę świąt, komendant ranił się sam i kolegę M. W marcu 1947 r. wymierzono mu za to karę. Czy 21-dniowy areszt był adekwatny wobec takiego przewinienia?

Plakat propagandowy promujący zaufanie do Milicji Obywatelskiej  z roku 1947. (foto ze strony wrzuta.pl)

Nie wylewali z kołnierz…

Opilstwo wśród „stróżów” reżimu było okrutne. Nie było miesiąca bez ekscesu w stanie „po spożyciu”. Ale czego wymagać od szeregowych, kiedy komendanci gorszyli zamiast dawać dobry przykład? Na dowód historia z 4 września. W tym dniu odbyła się odprawa w powiatówce. Percepcja z powodu wypitego alkoholu u kilku komendantów posterunków była w czasie odprawy mocno ograniczona. A komendant posterunku kolejowego – kapral Jan B. – jak napisał w sprawozdaniu powiatowy – przybył na „operatywkę” „pijany do utraty przytomności”.

Prawie jak Kmicic….

W materiałach często przewijał się rachmistrz komendy powiatowej Kazimierz K. Nie miał on dobrej prasy. Komendant utyskiwał na jego skłonność do regularnego opilstwa. Na domiar złego alkohol dodawał K.  animuszu. Do tego stopnia, że jego zachowanie przynosiło wstyd milicyjnemu korpusowi. Wreszcie w listopadzie rachmistrz przesadził, co sprowokowało wniosek o przeniesienie do innego powiatu. Stało się tak, że rachmistrz musiał jechać do Skołyszyna. Zatrzymał się w tamtejszej restauracji. Spożył kilka głębszych, a kiedy zaszumiało mu w głowie poniosła go nie robotniczo-chłopska ale zgoła szlachecka fantazja. Wyjął z kabury pistolet… i postrzelał sobie po lokalu.

Wóda na odpuście

MO2Milicjanci z Dębowca też musieli być niezłymi kozakami! A mieli słabe wyczucie czasu i okoliczności. 20 września w Dębowcu odbył się odpust. Tysiące wiernych zgromadziło się w miasteczku. Milicjanci – komendant starszy sierżant Władysław B. i jego dwaj podwładni mieli dbać o bezpieczeństwo pielgrzymów. Uznali, że ciężka służba na odpustowym zgromadzeniu wymaga wzmocnienia organizmu. Jako lekarstwo wybrali okowitę. Niestety, był to pechowy wybór. Zastępca komendanta powiatowego postanowił ich skontrolować. Nie był wyrozumiały, no i trafiła się nagana…

Pieczęcie Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Jaśle oraz KW MO w Rzeszowie.

Komendant milicji strzela do ormowców

W styczniu odbywały się wybory do sejmu. Siły reżimowe prześladowały opozycyjne PSL, liderów zastraszano, aresztowano, panował terror. Sytuacja była napięta ale nie każdy funkcjonariusz MO przejmował się swoją rolą. Kilka dni przed dniem wyborczym,  13 stycznia, zastępca komendanta M.O. z Jasła sierżant Jan M. i sierż. Bronisław B., który w jasielskie przyjechał z komendy wojewódzkiej MO z Rzeszowa postanowili skontrolować stan Ochrony Obwodów Wyborczych. Lekce ważąc sobie obowiązki, w przerwach między działaniami kontrolerskimi, mocno popili. Alkohol zupełnie nie przeszkadzał im w pracy skoro postanowili sprawdzić czujność Posterunku Ochrony Obwodu Wyborczego w Harklowej. Na posterunku stali ormowcy. Ci nie przejęli się rangą kontrolerów i odmówili poddania się kontroli. Dla komendanckiego patrolu było to jak potwarz. Kontrolerzy przystąpili więc do rozbrojenia posterunku. Przy tej okazji komendant oddał kilka strzałów z pistoletu w stronę ormowców. Dwóch z nich zranił.

Ech, te zabawy wiejskie…

Zabawy wiejskie w tamtych czasach to było coś. Nie stronili od nich funkcjonariusze, a gdzie zabawa tam ryzyko. W marcu komenda wojewódzka ukarała siedmiodniowym aresztem średnim trzech funkcjonariuszy ze stanowisk kierowniczych: komendanta posterunku MO z Szerzyn kaprala Jana B., komendanta z Kołaczyc kaprala Jana D., i zastępcę komendanta MO w Jodłowej – szeregowego Stanisława D. Czym zawinili? Przyczyną było wywołanie awantury na zabawie i pobicie imprezowicza. Tego rodzaju przypadków było więcej. Na przykład w maju funkcjonariusz Jan F. wywołał awanturę na zabawie, a w październiku dwóch milicjantów pobiło się, czego efektem był 10-dniowy pobyt obu awanturników w areszcie.

Samochodowa przejażdżka komendanta

28 lipca doszło do tragedii. W wypadku samochodowym zginął milicjant kapral Adam L., zaś kilku funkcjonariuszy zostało rannych. Po tym wypadku wśród funkcjonariuszy pojawiły się „szemrania”. Plotkowano, że wyjazd był niepotrzebny, że to była zachcianka zastępcy komendanta powiatowego chorążego Jana W. Komendant tak był pewny siebie, że pozwalał sobie do samochodu służbowego zabierać własne dzieci. Właśnie takie zarzuty postawił W. w obecności komendanta powiatowego MO Kazimierza R. szeregowy Władysław D. Poza tym nie podobały się milicjantom wypady przeciw bandom. Zastępca miał unikać akcji, z którymi wiązało się zagrożenie, ale organizować działania tam, gdzie nie było  ryzyka. Tylko po to aby chwalić się zaangażowaniem.

moplakatFolksdojcze z MO

Zaiskrzyło też pomiędzy szeregowymi milicjantami . Latem, po wyrzuceniu ze służby podejrzanych o reaktywne nastawienie, do Jasła sprowadzono funkcjonariuszy z zachodniej Polski. To doprowadziło do podziału. W sierpniu komendant pisał, że tych z zachodniej przezywano złośliwie „folksdojczami”. Byli gnębieni przez kierownika grupy operacyjnej. Oburzało to przyjezdnych, którzy to raczej kierownika mieli za „folksdojcza”. W sierpniu miał to być problem, ale już w październiku komendant wszystkiemu zaprzeczył: nikt nikogo nie przezywał, nikt nikogo nie gnębił. Kto się skarży? Tylko nieroby i malkontenci…

Plakat promujący Milicję Obywatelską z 1946 r. jako formacji stojącej na straży demokracji jako przeciwieństwo Policji Państwowej stojącej na straży „burżuazyjnego ustroju”. (Ilustracja ze stron thepolandtimes. com)

Weryfikator aresztowany

Kapral Franciszek T. komendant z Krempnej na wiosnę 1947 r., a też wcześniej, będąc w komisji weryfikacyjnej przyczynił się do zwolnień funkcjonariuszy. Ze służby wyrzucano tych, którzy byli podejrzani o kontakty z niepodległościową opozycją oraz byłych granatowych policjantów. Ale przyszła kryska na Matyska. Tenże T. jesienią został aresztowany. Jakie były zarzuty? – niebagatelne – miał na szkodę kraju współpracować z Ukraińską Powstańczą Armią.

Epilog

Może wystarczy już uzasadnień do tezy, że poziom moralności w milicji roku 1947 – jak pisali komendanci powiatowi MO – był „zadowalający”? Oczywiście jest tego jeszcze więcej: nadużycia władzy i łapówki, niekulturalne zachowanie, nielegalne posiadanie broni albo utraty broni służbowej, oddalenia z miejsca służby …itd., itp., itd. – sporo by można jeszcze napisać. Domyślać się tylko można, co choć wydarzyło się – nie było raportowane. Jak zatem widać, duża część strażników nowego reżimu reżimowi temu powagi nie przysparzała. Śmieszne? Może, ale chyba jeszcze bardziej straszne…

 

1 comment to O kondycji moralnej milicjantów z 1947 roku