Po ponurym zakończeniu jesiennego sezonu z obawami wchodziłem na stadion. Co prawda mocny wiatr tego pięknego dnia dosyć skutecznie rozpędzał troski ale już sam skład Czarnych nie uspokajał. Naprzeciw doświadczonej drużyny lidera rozgrywek stawał zespół ciekawy ale w dużej części bardzo młody. Któż się mógł spodziewać, że tak dobrze sobie poradzi. Zwycięstwo i to w pełni zasłużone. Jeden raz piłka wylądowała w siatce Wisłoki Dębica, a mogła trzy, a nawet pięć.
Początek nie rokował dobrze. Gospodarze zaczęli bardzo ostrożnie, schowani za podwójną gardą. „Grają jakby się bali” – rzuciłem na głos. „Nie, to taka taktyka – najpierw trzeba rozpoznać przeciwnika” – pocieszył mnie, człowieka małej wiary, Tomek Maczuga, trener Jasiołki Hankówka-Brzyszczki. Okazało się, że wyszło na jego. O tym mieliśmy przekonać się później. A tymczasem poważny cios spadł na „Czarnych” – po kilku minutach gry z urazem ręki boisko musiał opuścić Paweł Setlak.
To było bardzo zaskakujące. Rzadko coś takiego się widzi. Piłkarz wyskoczył do pojedynku główkowego. Tak nieszczęśliwe się złożyło, że wtedy właśnie za piłką na pełnym biegu wpadli na niego dwaj zawodnicy. Jeden z nich podciął nogi zawodnika Czarnych, kiedy ten szybował w powietrzu. Piłkarz na dużej wysokości wywinął kozła, buty przecięły powietrze na wysokości jakiś 3 metrów i upadł na rękę, którą przygniótł ciężarem swojego ciała.
Około 20 minuty zmienił się obraz gry. Czarni odsunęli piłkę od swojego pola karnego i zaczęli zyskiwać przewagę. Ich akcje nabierały tempa, ataki były coraz groźniejsze. Ukoronowaniem tej gry była zdobyta bramka. Po faulu na 18 metrze do piłki podszedł Bartosz Szopa. Precyzyjnie uderzył zaskakując bramkarza tak jak i nas, kibiców. Piłkę zmieścił dokładnie w prawym dolnym rogu bramki.
Tak padła jedyna bramka meczu. A mogło ich być nawet pięć. Zespół Czarnych stworzył sobie bowiem wiele okazji do podwyższenia wyniku. Często na trybunie podskakiwaliśmy w górę już widząc piłkę w siatce. Ta jednak chyba z litości dla Wisłoki wolała uciekać spod butów naszych piłkarzy i omijać bramkę. Nasz młody zespół był wyraźnie lepszy od lidera, dobrze poukładany, a przede wszystkim bardziej waleczny. Mnie najbardziej podobała się gra napastników, umiejętne przetrzymywanie piłki przed polem karnym i pomysłowe prostopadłe zagrania do wbiegających skrzydłami. Zawodnicy Wisłoki zmuszeni byli rozpaczliwie ratować się wślizgami, często faulując.
Czy to nasza drużyna jest tak silna? – zadawaliśmy sobie pytania, czy rywal tak słaby? Czas pokaże. My mamy nadzieję, że to pierwsze. Przyznać trzeba, że Czarni rozpoczęli sezon bardzo obiecująco i tylko gratulować Robertowi Podkulskiemu i jego podopiecznym. Warto było spędzić to piękne popołudnie na stadionie przy Śniadeckich.
Najnowsze komentarze