Witaj Gościu

Cześć

Cieszę się, że do mnie zajrzałeś. Co to za stronka? Ujrzała światło dzienne latem 2010 r., chyba po prostu z potrzeby pisania. Wrzucam tu teksty przeróżne. Czasem coś urodzi się w danej chwili, to znowu pokażę efekt wielomiesięcznej pracy, gromadzenia różnych informacji, których szukam w książkach, archiwaliach, Internecie… Najczęściej dotyczą historii formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale też dziejów mojej Małej Ojczyzny - miejsca, w którym łączą się trzy rzeki: Wisłoka, Jasiołka i Ropa. To malownicze bardzo, wyjątkowe pod wieloma względami, Jasielskie.

Poziom prac jest różny. Mają one głównie charakter popularyzatorski. Jednak – chciałbym to podkreślić, Szanowny Czytelniku - że moją ambicją jest być jak najbliżej prawdy.

Nie bądź rozczarowany, jeśli okaże się, że linki przekierowujące do innych tekstów nie będą działać. Skorzystaj wtedy z wyszukiwarki,a tekst łatwo znajdziesz. Linki nie działają z tego powodu, że to już trzecia odsłona tego bloga, w innym kawałku internetowej przestrzeni. Poprzednie strony po atakach spamowych musiały być wygaszane.

Ostatnie i polecane

O fabryce zapałek w Kątach

 

 

To być może była pierwsza gospodarcza inwestycja branży chemicznej na terenie obecnego powiatu jasielskiego. O Gamracie, czy Rafinerii jeszcze się wówczas nawet nie śniło. W miejscowości Kąty, nad Wisłoką pomiędzy górami, jeszcze w latach 40. XIX wieku zbudowano fabrykę zapałek. Manufaktura ta funkcjonowała przez kilkadziesiąt lat.

To, że istniała jest faktem. Jednak do tej pory nie spotkałem o niej wzmianki w naukowych opracowaniach. Zapewne w przepastnych archiwach austriackich, albo w zbiorach pozostałych po dawnych właścicielach tej okolicy coś można znaleźć. Jednak chyba nie szybko to nastąpi. Tymczasem spróbuję przedstawić coś niecoś, co udało mi się do tej pory zebrać. Myślę, że zainteresuje zwłaszcza mieszkańców opisywanej okolicy, ale nie tylko.

Kiedy powstała?
Fabrykę nazywano „zapałczarnią” albo „patyczkarnią”. Znajdowała się w najbliższym sąsiedztwie istniejącego w tej wsi większego przedsiębiorstwa – huty żelaza (hamerni). Została zlokalizowana na terenach dworskich, kilkadziesiąt metrów od zabudować hutniczych. Dla niezorientowanych w tej okolicy pozwolę sobie wskazać, że dwór znajdował się na miejscu obecnej leśniczówki w Kątach. Dawny teren przemysłowy – za dworskim u podnóża góry.

Co do chwili powstania – nie znamy dokładnej daty. Była to jednak prawdopodobnie połowa XIX wieku. Myślę, że można zawierzyć tu miejscowemu działaczowi społecznemu i kronikarzowi Marcinowi Kwiatkowi, który jako urodzony w roku 1900 czerpał relacje z opowieści naocznych świadków tamtych wydarzeń. Kwiatek w niepublikowanych do tej pory wspomnieniach pisze, że zakład wzniesiono wcześniej niż hutę. Skoro hamernia dokumentowała swoją działalność już w 1847 r., to znaczy, że już wówczas patyczkarnia musiała istnieć. Fabryka funkcjonowała kilkadziesiąt lat, uległa spaleniu końcem lat 70. lub na początku 80. XIX stulecia.

Na zdjęciu Marcin Kwiatek – mieszkaniec Kątów. Działacz społeczny, związany z ruchem ludowym. Autor niepublikowanych wspomnień, które znajdują się w Muzeum Regionalnym w Jaśle.

Lokalizacja

Dla kogoś, kto wie, że istniała może odkryć to miejsce. Po pożarze do dziś są tam wyraźne ślady. Znacznie ciemniejszą ziemię widać zwłaszcza po orce. Miejsce to znajduje się kilkadziesiąt metrów poniżej zabudowań hamerni. Na mapie z 1851 roku oznaczyłem to miejsce na czerwono. Mamy tu jednak pewną zagadkę. Skoro powstała w latach 40. to dlaczego nie ma jej na tejże mapie?

Wytłumaczenie jest bardzo proste. Zapałczarnia została naniesiona na mapę, tylko, że znajdowała się w innym miejscu. Skoro powstała przed hutą żelaza musiała mieć najkorzystniejsze umiejscowienie, a to, w którym się spaliła na pewno takim nie jest. Wygląda więc na to, hale fabryki zapałek po pewnym czasie wykorzystano do celów hutniczych.

Aby zrobić miejsce na nową działalność, a także ze względów bezpieczeństwa (zapałczarnie bardzo często ulegały pożarom) wybudowano nowy budynek, przeznaczony specjalnie do produkcji zapałek. Zlokalizowano go w kilkudziesięciometrowym, bezpiecznym, oddaleniu.


Jako szpital

Marcin Kwiatek podał też, że w halach fabrycznych, w czasie rewolucji węgierskiej w 1848 r. mieścił się szpital wojskowy. Związane to było z pobytem w tych stronach wojsk rosyjskich, które przemaszerowały przez Kąty spiesząc z pomocą młodemu cesarzowi Franciszkowi Józefowi I. W szpitalu tym miał umrzeć oficer w randze majora. Pochowano go według podania przodków na miejscu wraz z szablą o złotej rękojeści. Ciekawa sprawa, przypomina skarb z ksiązki „Konopielka”, ale to już temat na inną opowieść.

Na zdjęciu wykonanym jesienią 2010 r. widzimy pozostałości po pożarze fabryki. Ślady pozostały choć minęło od tej chwili prawie 150 lat. 

Czyją była własnością?

Był to czas postawania licznych tego typu przedsięwzięć na terenie Galicji. Najczęściej inwestowano tu kapitał z innych krajów monarchii Habsburgów. W te strony przyciągał przedsiębiorców niski koszt wytwarzania. Wieś była przeludniona, a w warunkach pańszczyzny, „siła robocza” niemal darmowa. Poza tym lasy Beskidów dawały wyjątkowo tani surowiec. Najbardziej prawdopodobne jest, że ta inwestycja – podobnie jak huta żelaza – stanowiła własność Fryderyka Antoniego hr. Mirowskiego (Mittrovski), prawnika, sędziego i radcy dworu cesarskiego. Mitrowski był wówczas właścicielem Kątów, Mytarki oraz ponad dwudziestu wsi położonych na południu regionu, których centrum była Myscowa (Całość nosiła nazwę Dominium Myscowa). Kwiatek podaje natomiast nazwisko kierownika przedsiębiorstwa. Był nim – co było wówczas szeroko praktykowane – Żyd. Nazywał się Szmul Kaper.

Dlaczego zapałki?

To co wydarzyło się w Europie w połowie XIX wieku można nazwać boomem zapałczanym. Co prawda zapałki wynaleziono sporo dawniej, ponoć jeszcze w VI wieku w Chinach, to jednak prawdziwy przełom nastąpił na początku XIX wieku. W 1826 rok – angielski aptekarz John Walker wynalazł zapałki składające się z kilku składników, które zapalały się po potarciu o papier ścierny. Kilka lat później (1833) w Londynie rozpoczęto produkować zapałki fosforowe, a w 1836 roku powstała pierwsza fabryka zapałek w Stanach Zjednoczonych. W następnych latach, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać zapałczarnie w krajach Europy, w tym oczywiście również w monarchii Habsburgów. Jeśli chodzi o ziemie polskie, to w Częstochowie pierwsze manufaktury tej branży powstały w 1840 r. Jak się więc okazuje kącka Patyczkarnia powstała na tej – co by nie mówić – rewolucyjnej fali przemian gospodarczych. Popyt na tanie źródło ognia okazał się ogromny i wciąż wzrastał przynosząc zyski zapałczanym przedsiębiorcom.

Jak produkowano zapałki?

Proces produkcji był bardzo prosty. Opisał go wspomniany wiejski kronikarz (zachowałem oryginalną ortografię). „(…) a to mężczyźni wycinali chyblami [hebel, inaczej Strug – ręczne narzędzie do obróbki skrawaniem drewna]z drzewa świerkowego łyka tak zwane (pusze) o wyglądzie żytniej słomy, które to cięto na długość zapałka w kszyni rzeżaczej [zapewne chodzi tu o skrzynię, do której wkładano „pusze”, wyrównywano końce i następowała przycinka na odpowiednia długość], następnie wkładano je po 100 sztuk do tak zwanego grzebienia i moczano je ręcznie w kotle roztopionej masy. Po wyschnięciu w suszarni, ręcznie ich pakowały dziewczęta do pudełek po 60 sztuk. Właściwość tych zapałek była łatwopalna, ponieważ świeciły za byle potarciem nawet o spodnie.” Z tych słów wynika, że zapałki wytwarzano ręcznie bez skomplikowanych urządzeń.

Na ilustracji pierwsze urządzenia do wytwarzania zapałek: strugi oraz ręczny przecinak drewna. Ilustracja ze strony www.zuendholzmuseum.ch.

Biały fosfor i czerwony

Interesująca jest tu informacja o łatwopalności kąckich zapałek. Świadczy ona o tym, że być może produkowano tu jeszcze zapałki, w których skład wchodził biały fosfor. Ta silnie toksyczna substancja wykorzystywana była w pierwszych dekadach zapałczanej rewolucji. Dopiero bowiem w 1855 r., w Szwecji, rozpoczęto wytwarzanie tzw. bezpiecznych zapałek opartych na czerwonym fosforze. Ich skład już niewiele różnił się od dzisiejszych.

Biały fosfor, którego wszystkie właściwości jeszcze nie były wówczas znane, był przekleństwem robotników przemysłu zapałczanego. Już samo wdychanie było bardzo szkodliwe, prowadziło do uszkodzeń serca, wątroby i nerek. Charakterystycznym skutkiem była deformacja kości, a przede wszystkim obumieranie żuchwy.

O tym, że biały fosfor mógł być wykorzystywany w tej fabryce, może wskazywać dalszy opis Marcina Kwiatka. „Klejenia pudełek na wsi jak również wkładania do nich zasiarkowanych zapałek za marny grosz pracowały kobiety i dziewczęta. Praca ta wykonywana w pochyłości tak, że z tej pracy pogarbaciały.” „Garbacenie” kobiet zatrudnionych w zakładzie, co musiało rzucać się w oczy, tłumaczone więc było charakterem pracy. Oczywiste jest jednak, że szczegóły technologii produkcji nie były zupełnie znane robotnikom – prostym mieszkańcom wsi.

Sklejanie pudełek

W zakładzie zatrudnione więc były kobiety, które sklejały pudełka i pakowały w nie zapałki „A teraz co się tyczy robienia pudełek, – pisze Kwiatek – to te były robione z szarego papieru.” Na wsi płacono od kopy to jest 60 sztuk dwa grajcary wartość dwu pudełek gotowych zapałek. Z podanych ilości wynika, że fabryka dawała pewien zysk mieszkańcom wsi. 50 grajcarów stanowiło w tamtych czasach dobry zarobek dzienny, najemnik zarabiał 15-25 grajcarów plus wikt. (Jan Słomka. Wspomnienia). Niestety, nie wiemy za co dokładnie płacono owe 2 grajcary. Skoro kronikarz pisze, że płacono na wsi, wielce prawdopodobne, że tę część produkcji przekazywano na zewnątrz chłopom.

Paczkowanie najpewniej pozostawało w zakładzie. Z zakładu otrzymywali też zapewne chłopi odpowiednio wycięte, znormalizowane, kawałki tektury. Samo sklejanie pudełek też mogło składać się z wielu czynności. Nie wiemy, czy aby nie obejmowało obok złożenia obu części dodatkowo naklejania potarki, albo reklamy. W każdym bądź razie z podanej kwoty i ilości wynika, że aby zarobić minimum najemnika – 15 grajcarów – należało skleić 450 sztuk. Obok tego najemnik dostawał wyżywienie. Wydaje się, że rzeczywiście, pracowano za „marny grosz”.

Dziewiętnastowieczna ilustracja przedstawiająca londyńską rodzinę w trakcie sklejania pudełek na zapałki. Z www.commons.wikimedia.org.

Taniej było wykorzystać dzieci

Mimo, że odległe to czasy, to jednak ustawodawstwo państwowe zabraniało wówczas zatrudniać do pracy małe dzieci. Gdzie tam jednak Wiedeń, a gdzie mała beskidzka wisoka w Galicji. To prawo długo jeszcze nie sięgało tak daleko. Na pewno opłacało się do tej pracy zaangażować dzieci, analogicznie jak dzisiaj w krajach Dalekiego Wschodu albo w Afryce. Bronisław Skiba, mieszkaniec Kątów, którego rodzinny dom znajdował się w sąsiedztwie zakładu wspomina, że jego babka, Maria, opowiadała o swej pracy w fabryce. Według jej relacji miała tam rozpocząć pracę w wieku 6 lat. Zajmowała się właśnie sklejaniem pudełek na zapałki. Mówiła, że zarabiała za dzień pracy równowartość jednej bułki kajzerki. Ciężki był los dzieci w tamtych czasach. Jak najbardziej przypomnieć tu trzeba, że wzruszający utwór Jana Chrystiana Andersena „Dziewczynka z zapałkami” powstał właśnie w tamtej epoce, w połowie XIX wieku. Tamta dziewczynka zajmowała się więc sprzedażą, wielce prawdopodobne, że przez inne dzieci wytworzonych zapałek.

Koniec fabryki

Fabryka zakończyła swoją działalność w drugiej połowie lat 70. albo na początku 80. Budynek niewątpliwie uległ spaleniu. W wydanym w 1876 r. „Podręczniku Geografii Galicji” podawano, że w tym czasie fabryk zapałek w Galicji było 12. Konkurencja musiała więc być silna. Co więcej, największy popyt był w mieście. Co za tym idzie, rozwój przemysłu zapałczarskiego występował głównie w dużych miastach.

Podręcznik wymienia cztery o największym znaczeniu: w Komarowicach pow. bialski, w Krakowie, w Tarnowie i we Lwowie. W podaniach przekazywanych we wsi pojawia się też wieść, że prawdopodobnie budynek zapałczarni został celowo podpalony w celu wyłudzenia ubezpieczenia. Jednak to nie da się dziś zweryfikować. Faktem jest, że w tym czasie hrabia Mirowski już nie żył, a kącki przemysł, jak i całe Dominium Myscowa chyliły się ku upadkowi.

Komentowanie wyłączone.