Witaj Gościu

Cześć

Cieszę się, że do mnie zajrzałeś. Co to za stronka? Ujrzała światło dzienne latem 2010 r., chyba po prostu z potrzeby pisania. Wrzucam tu teksty przeróżne. Czasem coś urodzi się w danej chwili, to znowu pokażę efekt wielomiesięcznej pracy, gromadzenia różnych informacji, których szukam w książkach, archiwaliach, Internecie… Najczęściej dotyczą historii formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale też dziejów mojej Małej Ojczyzny - miejsca, w którym łączą się trzy rzeki: Wisłoka, Jasiołka i Ropa. To malownicze bardzo, wyjątkowe pod wieloma względami, Jasielskie.

Poziom prac jest różny. Mają one głównie charakter popularyzatorski. Jednak – chciałbym to podkreślić, Szanowny Czytelniku - że moją ambicją jest być jak najbliżej prawdy.

Nie bądź rozczarowany, jeśli okaże się, że linki przekierowujące do innych tekstów nie będą działać. Skorzystaj wtedy z wyszukiwarki,a tekst łatwo znajdziesz. Linki nie działają z tego powodu, że to już trzecia odsłona tego bloga, w innym kawałku internetowej przestrzeni. Poprzednie strony po atakach spamowych musiały być wygaszane.

Ostatnie i polecane

Jak chłop spod Jasła we Wiedniu posłował (2/3)

Oto druga cześć tej wygłoszonej kiedyś gwarą wyjątkowej opowieści. W pierwszej części towarzyszyliśmy nowowybranemu jasielskiemu posłowi w drodze do Wiednia, gdzie po raz pierwszy miał wziąć udział w posiedzeniu Rady Państwa. Spotykają go perypetie spowodowane brakiem poszanowania mieszkańców wsi ze strony urzędników. Jakub Madej po to zajął się polityką aby to zmienić. Swój program od razu wprowadza w życie. W drugiej części będzie o jego przemyśleniach na temat równouprawnienia, spotkaniu z innymi posłami chłopskimi oraz o pierwszych wrażeniach z pobytu w Wiedniu.

Wracamy do przedziału I klasy pociągu relacji Jasło- Kraków

Dyć j o chłop od pługa i wideł siedze se na miekkim haksamicie i głowe mom podparto haksamitno poduszkom.

Bracio! Blisko dwadzieścia tysincy chłopów głosowało na mnie przy wyborach na posła. To znacy, ze jak zeby w my osobie dwadzieścia tysincy mych braci po skibie ten haksamit dźiwogoło, co ino był downi lo panów. Tak bracia rozumita! Dwadzieścia tysincy w my osobie, bo wos wsyśkich kochom, bo wos wsyćkich nose w swoim chłopskim sercu jak Adam Mickiewicz pisoł, ze nosi w sercu cołki naród. Tak jest! W my osobie wy wszyscy całe dwadzieścia tysincy, coście oddali mi głosa, a nie ksiendzu Męskiemu z Dębowca wywyssone zostało na piedestoł godności łobywateli zrównać z panami.

Tak bracio drodzy! Kiedy mi takie myśli zaceny sie po głowie palentać, toć to sie wom przyznom, zem poczuł w sobie tyło siły i tyło uczucio w mym chłopskim sercu dla wos bracio, za wasom ksywde co pomiento pańscyzne, ze jak bym był ujrzoł diabła w całkim majestocie piekielnym, to bym go bez strachu chyciuł za rogi i zmatrasił do ksty. Na tem haksamicie zaceny mi przychodzić na myśl wsyckie nase chłopskie kswydy, cierpienio, całe niedolo chłopsko, no i te wsystkie rzecy, co je kuli chłopskiego utrapienio Stańcyki wymyśliły: my ta mamy podotki, matariusy, sondy, hereśty, prokuratury, żandary, filanse, heksekutywy, klasyfikacjo grontow, ciążory gminne, powiotowe, skolne, kościelne, to tagem se w dusy postanowiuł, ze jok przyjade do Wiednia, to zebym mioł trupem pość, bede wolcył razem z chłopskom poselskom braciom do łostatniego tchu w dysakach ło nose chłopskie prawo, ło równość, ło wolność i sprawiedliwość.

(Zrywają się oklaski i okrzyki: Brawo! Brawo! Bóg zapłać! Niech żyje nasz poseł!)

Dla wyjaśnienia pozwolę sobie przypomnieć, że „stańczykami” poseł nazywa rządzący wówczas Galicją obóz  konserwatywny. Stańczycy potępiali powstania narodowe i ruch konspiracyjny. Będąc lojalnymi wobec  cesarza stawiali sobie za cel rozwój społeczeństwa i kultury i stopniowe poszerzanie autonomii. W realiach wsi galicyjskiej ich zwolennikami byli głównie ziemianie. Stąd konflikt z działaczami ludowymi, którzy dążyli do emancypacji chłopów spod – jak wówczas pisano – „kurateli dworu i plebanii”.

Jakub Madej powołuje się na Adama Mickiewicza. Dodam więc jeszcze, że był to czas wielkich zmian świadomości mieszkańców wsi. Wieś uczy się, można rzec – na potęgę. Budowane są szkoły, zakładane biblioteki, stowarzyszenia społeczne, w chłopskich chałupach czytana jest polska klasyka. W efekcie tego chłopi zyskują świadomość narodową, już nie są „cysarskimi”, ale coraz liczniejsi czują się po pierwsze Polakami. Do niedawna słowo „Polak” było równoznaczne ze słowem „pan”, tym samym znienawidzone.

W tem poselskim pomyśleniu jadonc, zajechołem do Stróż, dzie się wsyscy mieli przesiadoć na inksy pociong i wnet zajechołem do Tarnowa. Tu miałom głupi wypadek, który wom tez muse opowiedzieć. Dowiedziowsy się, ze pociong będzie stół dłusy cos, posedłem do restaurocyji kolejowy napić sie piwa. Ledwom wypił pół halby, a tu słyse jak konduktory wołajom: „Łodjazd”. Skocyłem tedy ku pociongowi, a zapomniołem postowić halbę na synkwasie. Postawiłem tedy halbę na peronie, przeskocyłem przez zelazne ogrodzenie i dopodom do pociongu, który jus rusoł. Ale coś nie dało mi sie dopość do wagonu pirsy klasy. Tum się znowu musioł legitymować, zem jest poseł. Wtedy konduktor mi pado, ze mojo kupa jest w piontem wagonie pirsy klasy.

Myśle sobie, co łon tu godo, przecie tam jest mój kuferek, a nie zadno kupa. Kpi se wyroźnie. Alem się już nic nie odzywoł, bom był łodrobine zadysany. Na stacyjonie w Bogumiłowiach przechodze se do swego wagonu, przecierom łocy, bo wicie kogum tu uźrał? No zgodnijcie? Kubę Bojke uźrołem we własny osobie. Zeby misie w ty chwili niebo łotwarłom i w niem ukazoł się świenty Michał Archanioł, tobym się tak nie ucieszył jak tem, zem nasego kochanego Kubę spotkoł i ze nim dali pojadę. I łon mnie od razu poznoł. Wyściskoliśmy się i wycałowali, ze mi aż cosik wedle wontroby brzdenkło. Łon woło: „Kuba!”, a jo tyz: „Kuba”. Boże, Boże, tego spotkania nigdy nie zapomne.

Jakub Bojko był czołową postacią wspomnianego ruchu intelektualnego i społecznego na wsi. Sporo pisał. Jego pracami, zachwycali się literaci. W jego publikacjach wychwalali m.in. „jędrność, powagę i tężyznę słowa”.  W wypowiedzi posła Madeja też odczuwamy tę „tężyznę słowa”.

Ano po przywitaniu gadu gadu, jo mu opowiedzioł, co mnie na stacyjonie w Jaśle spotkoło i co mi na to powiocie, ze mi Kuba łopowiedzioł, ze go to samo w Tarnowie spotkoło, ino z tom róznicom, ze mnie konduktor ściongoł ze schodów, a jego chcioł wyrzucić z wagonu pirsy klasy.

Tak dojechaliśmy do Krakowa. Tu nom konduktor pedzioł, ze w tem pociongu co jedzie do Wiednia jest osobno kupa dla posłów, chyba z dziesienciu. Przychodzimy tu i rzecwiście zostołem prawdziwom kupe poselskom. Siedzieli tu juz: Wójcik, Myjok, Rybenbater, Olsewski no i Średniowski. Wszyscy w kupie. Tak my se juz razem jecholi bez nijaki przesiodki do samiuśkiego Wiednio. Po drodze układoli ponkciki, według których mieli my walcyć w parlamencie o chłopskie postulaty. Ino ze Myjok nom troche przeszkodzoł. łopowiadoł nom ten zbereźnik kawały z casów wyborów ło panach dziedzicach, ło ksienżach i ło plebańskich gospodynioch, ło stańcykowskich naganiacach i to tak śmisnie, ześmy sie za brzuchy trzymali. Tu naroz ktoś z nasych ksyknął: „Wiedeń!” (…)

Po wyjściu z pociongu siedliśmy se na tranwoj i jazda prościuteńko do parlamentu. Parlament stoji koło wielgachnego placu, a zaroz bliziutko na prawo radhołz, to jest magistrot wiedeński. Tan radhołz to powidom wom cudo. Taki pikny zomek jakiego nimo na całkim świecie. Wiezo, na wiezy, pienter co niemioro, a łokien róznego gatonku bez liku. Cudo mówie wom i tylo! Som parlament nie taki znowu straśny jakby się komu zdawało, ino jakisik dziwocny. Pientra nie widać to z frontu zadnego. Łokniska som tu wielgachne ze nicym bramo wchodno z gonkiem to tak jak nosa rado powiatowo. Na dachu facjotu stojom róźne osoby staroświeckie z kamienia widać wykute, a przed bramom na gonku stojom filory takie grubaśne i wysocorne, jak kuminy w rafineryji niegłowickiej. Schody do bramy ze scyrego mormuru wykute.

Przez bramę wchodzi się do sieni, któro się tu nazywo hol. Ten hol to powiadom wom nicym piekny kościół. Róźne tu som gzemsy, rzeźbione fiksy, faksy, staroświeckie boginie – za przeproseniem całki nagusieńkie – na ścionoch z takiego gipsu ulane co się nazywo halabaster albo z mormuru. A sumi tu, sumi wsendzie, jakby wioterek wioł, a wiotru zadnego ni mo. Pytom się Wójcika: „Słysys, ze to coś sumi?” A łon pado, ze zsłysy. A powiedzieć wom teroz co tak sumi? To sumioł nom w głowie ten majestot; i potengo perlementarnej włodzy, co się stond rozchodzi po całkiej ałstryjockij monarchii od Alpów po Karpaty. Tych wsyśckich kurytorzy, mniejszych holów, schodów, brom rzeźbionych drzwi, sol, pokoji, dziwacnych łokien, malunków, rzeźbów, tych mormurów i hałabastrów, i złoto, i śrybło, i bronzu, tych haksamitem powleconych kseseł, tych lokoji i woźnych w mundurach kapioncych łod złotych i śrybnych wysywań zandorów i jenerałów, których tu pełno wsendzie, nie będę wom łopisywoł, bo bym ty mowy nie skoncył ani na wiecór.

Ciąg dalszy nastąpi…

Zdjęcie z de. wikipedia.org –  siedziba parlamentu austriackiego w Wiedniu (widok obecny).

Komentowanie wyłączone.