Witaj Gościu

Cześć

Cieszę się, że do mnie zajrzałeś. Co to za stronka? Ujrzała światło dzienne latem 2010 r., chyba po prostu z potrzeby pisania. Wrzucam tu teksty przeróżne. Czasem coś urodzi się w danej chwili, to znowu pokażę efekt wielomiesięcznej pracy, gromadzenia różnych informacji, których szukam w książkach, archiwaliach, Internecie… Najczęściej dotyczą historii formacji stojących na straży bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale też dziejów mojej Małej Ojczyzny - miejsca, w którym łączą się trzy rzeki: Wisłoka, Jasiołka i Ropa. To malownicze bardzo, wyjątkowe pod wieloma względami, Jasielskie.

Poziom prac jest różny. Mają one głównie charakter popularyzatorski. Jednak – chciałbym to podkreślić, Szanowny Czytelniku - że moją ambicją jest być jak najbliżej prawdy.

Nie bądź rozczarowany, jeśli okaże się, że linki przekierowujące do innych tekstów nie będą działać. Skorzystaj wtedy z wyszukiwarki,a tekst łatwo znajdziesz. Linki nie działają z tego powodu, że to już trzecia odsłona tego bloga, w innym kawałku internetowej przestrzeni. Poprzednie strony po atakach spamowych musiały być wygaszane.

Ostatnie i polecane

O galicyjskich żandarmach (12). Na tropie C.K. dezertera

ckstarostwoW ręce wpadł  mi pamiętnik Jana Bila z Zarzecza k. Dębowca, urodzonego w 1896 albo 97 roku. Bardzo ciekawa jest to lektura. Autor opisał w nim m.in. swoje przygody w armii Austro-Węgier w czasie I wojny światowej. Zwiedził on wiele krajów imperium, głównie pełniąc służbę w taborach. W ostatnich miesiącach wojny porzucił wojsko ukrywając się w Zarzeczu i okolicznych miejscowościach. C.K. dezertera postanowili schwytać miejscowi żandarmi.

Żandarm miał dobre rozpoznanie

Jak wynika  z tego co Bil napisał wojsko austriackie było dobrze zorganizowane. Zanim nasz bohater dotarł do domu, miejscowa Żandarmeria już miała go wykazie żołnierzy, których trzeba odszukać i wyjaśnić powód opuszczenia służby. Kiedy pojawił się niespodzianie w domu matki, ta poinformowała go, że już trzy razy był u nich żandarm z Dębowca Ludwik Mastej. Mastej pytał, czy nie zna jego miejsca pobytu. A ledwie zmęczony drogą położył się do snu, przybiegł malec z sąsiedztwa mówiąc, że wysłał go żandarm z zapytaniem czy aby nie ma go w domu. Funkcjonariusz już wiedział więc o jego powrocie, a nawet – zdaniem autora pamiętnika – mógł go zatrzymać. Nie chciał tego jednak robić w pierwszym dniu po powrocie żołnierza na urlop. (Napotykanym osobom Bil rozpowiadał o miesięcznym urlopie)

Ucieczka pod ostrzałem 

Dezerter na wszelki wypadek uciekł z domu i od tej pory, z obawy zatrzymania, tylko czasem odwiedzał matkę. Ukrywał się u swojej ciotki  mieszkającej w Gliniku Nowym zwanym Niemieckim, którą nazywał Brągliną oraz w Majscowej u Furmankiewiczów. Chociaż bardzo uważał szybko podpadł. Pewnego dnia kiedy był w domu został uprzedzony przez sąsiada, że zbliża się żandarm Symirek – Ukrainiec, który czasami pełnił służbę na posterunku w Dębowcu. Bil natychmiast rzucił się do ucieczki w stronę Wisłoki jednak został przez mundurowego dostrzeżony, bo żandarm strzelił  w jego kierunku.

Co się odwlecze…

Za miesiąc wpadł jednak w ręce Symirka. Tak opisał to spotkanie. (…) pod wieczór stoję przy granicy Zarzecze-Świerchowa, gram sobie na skrzypcach, oglądam się do tyłu, a Symirek przy mnie stoi. Pyta, kiedy myślę wyjechać [do swojego oddziału – przyp. MS] i dlaczego kiedyś uciekałem przed nim, gdy wołał za mną ażebym stanął. Ja mówię żem dopiero był przyjechał a nie miałem zboża na chleb. On się pyta: czy już mam zboże? Ja mówię, że tak, tylko jeszcze nie umielane na chleb, a bez chleba nie mogę jechać.  Żandarm jednak wiedział swoje. Nie zatrzymał go jednak siłą ale rozkazał przygotować się do drogi. Sam zaś poszedł do Świerchowej po innego spóźniającego się z powrotem do armii. Nasz bohater nie posłuchał żandarma i zamiast przygotować się do drogi i czekać na żandarma, dał nogi za pas.

Metoda

Nieposłuszeństwo wobec żandarma musiało mocno zmotywować funkcjonariuszy do działania. Tego nie można było dezerterowi puścić płazem. Aby zatrzymać Bila stosowano ciekawą metodę. Polegała ona na tym, że żandarmi wyczekiwali furmanki jadącej przez wieś. Kładli się na jej dnie tak, aby nie było ich widać. Kiedy furmanka była na wysokości domu Bilów, nagle wyskakiwali z niej i biegli, jeden do domu, drugi na boisko [duże pomieszczenie gospodarcze, w którym np. młócono cepami, garażowano wóz itp.].

Epilog

Miał szczęście nasz bohater, że wojna miała się ku końcowi. Już późnym latem 1918 r. okolica zaroiła się od dezerterów. Duża część tych, którzy otrzymywali przepustkę do domu, do wojska nie wracała. Uciekinierzy zwykle znajdowali schronienie w okolicznych lasach, tworząc nawet zorganizowane i uzbrojone oddziały tzw. zielone kadry, które skutecznie mogły bronić się przed tropiącym ich wojskiem. Wreszcie końcem października 1918 r. nastąpiło nagłe rozprężenie władzy austriackiej. Żandarmi z dnia na dzień opuścili posterunki, część została rozbrojona. Jan Bil wspomina, że tragiczny był los żandarma Symirka. Podaje, że będąc poza powiatem jasielskim przez dezerterów został zabity. Co ciekawe, Jan Bil wkrótce sam został stróżem porządku publicznego, w kilka lat później wstępując do Policji Państwowej.

Test powstał dzięki uprzejmości Dyrektora Muzeum Regionalnego w Jaśle, który udostępnił  mi pamiętnik Jana Bila.

Na zdjęciu pieczęć nagłówkowa C.K. Starostwa w Jaśle. Żandarmeria podlegała w zakresie spraw bezpieczeństwa władzom powiatowym.

Przeczytaj inne teksty z cyklu „O galicyjskich żandarmach”:

1 – Żandarm budził respekt
2 – W czasach absolutyzmu
3 – „W imieniu prawa”
3 i 1/2 – Służba straży nocnej
3 i3/4 – Policyjne zadania wójta
4 – „Z głową otwartą, obrotny w obejściu”
5 – Jasielski oddział i jego dowódcy
6 – Dyslokacja 1870
7 – Wielki wróg dziada
8 – Wartnicy od Tarnowca
9 – W pościgu za Cyganem i kłusownikami
10 – Protest zbiorowy i opór wobec władzy
11 –  „Zielone kadry” pod Tarnowcem

 

Komentowanie wyłączone.