Na całej trasie ze Żmigrodu na Węgry sytuacja była bardzo trudna, wiele budynków zostało zniszczonych, ważną trasą na południe migrowali różni ludzie, żołnierze wracali z niewoli. Zagrożenie przeniesienia choroby było duże. W październiku 1919 r., w Kątach, rozchorowali się pierwsi mieszkańcy wioski. Wśród nich był sekretarz gminny oraz jego domownicy (gminy były wówczas jednowioskowe). Pierwszą ofiarą epidemii była Antonina Piątek, którą zmarła 23 października. Po niej choroba dosięgła ponad 30 mieszkańców wioski. Każdego tygodnia listopada umierało kilka osób. Wzrosło niebezpieczeństwo rozprzestrzenienia się choroby.
Eksponowanie żandarma
Kiedy okazało się, że to wybuch tyfusu, władze powiatowe podjęły działania zapobiegawcze. Polegały one na zaangażowaniu policji oraz lekarza powiatowego. 10 grudnia kierownik starostwa zwrócił się do komendanta Powiatowego Policji Państwowej z poleceniem: „niezwłoczne eksponować do Kątów jednego żandarma.” (Od 1 grudnia powinien go nazywać policjantem) Jego zadaniem miało być „prowadzenie nadzoru nad wykonywaniem środków sanitarno-policyjnych, zmierzających do stłumienia tej choroby.” Policjant zobowiązany był działać według wskazówek lekarza powiatowego, który miał dojechać na miejsce. Starostwo wiele obiecywało sobie po tym co zdziała policjant. W piśmie zawarto stwierdzenie, że „Starostwo pokłada nadzieję stłumienia tej epidemii w zarodku głównie w sprężystości eksponowanego żandarma.”
Nasz Weigel jeszcze nie mógł pomóc
Żandarm rzeczywiście mógł nawet więcej niż lekarz. Nie znano bowiem jeszcze szczepionki przeciw tej chorobie. Był to właśnie czas kiedy swojego genialnego odkrycia dokonywał nota bene zamieszkały wcześniej przez szereg lat w Jaśle, uczeń tutejszego liceum, Rudolf Weigl. To on wykrył źródło choroby i przygotował szczepionkę. Udało się to jednak dopiero za kilka miesięcy (1920 r.). Tak więc, niestety, chorym kącano medycyna niewiele mogła jeszcze pomóc. Jeśli więc ktoś wówczas zachorował to tylko od odporności jego organizmu zależało czy przeżyje, a śmierć zabierała znaczną część chorych.
Foto wikipedia.org: Rudolf Stefan Weigl w swoim laboratorium.
Rola policjanta był bardzo ważna, bo jeśli dobrze spełnił obowiązki mógł zapobiec rozprzestrzenieniu się choroby. Chodziło o to aby oddzielić zdrowych od chorych i dopilnować aby nikt nie kontaktował się z zarażonymi.
Jak posterunkowy Jamróg walczył z zarazą
Do wykonania tego nader trudnego i niebezpiecznego zadania wyznaczony został policjant z posterunku w Osieku Jasielskim, starszy posterunkowy Józef Jamróg. Aby działać skutecznie wybrał na swoją siedzibę jeden z domów w pobliżu ogniska choroby. Dalej kierował i nadzorował działania naczelnika gminy. Cóż było do zrobienia? W każdej wsi powoływano na taką okoliczność komisję zdrowotną, którą stanowił naczelnik gminy (wójt) wraz z paroma mieszkańcami wsi. W czasie zagrożenia chorobą skład poszerzano o dziesiętników. Każdy dziesiętnik obejmował nadzorem dziewięć domostw. Był obowiązany co dzień rano obejść wszystkie i zorientować się co do stanu zdrowia mieszkańców. Zajmował się też zorganizowaniem wywozu zmarłych na cmentarz. Potem szedł do naczelnika gminy złożyć mu relację i odebrać kolejne polecenia.
Na zdjęciu współczesne Kąty. Widok na dolną część wsi. Na pierwszym planie cmentarz parafialny. Został zlokalizowany w miejscu cmentarza cholerycznego, założonego w latach 60. XIX stulecia.
Posterunkowy Jamróg w sposób należyty wywiązał się ze swoich powinności. Wykazać się musiał oczekiwaną „sprężystością”. Świadczy o tym fakt, że nie doszło do dalszego rozprzestrzenienia choroby. Zestawienie sporządzone przez Posterunek Policji Państwowej w Nowym Żmigrodzie, pod który podlegały Kąty sporządził wykaz, z którego wynika, że 32 osoby uległy chorobie, do świąt zmarło 13. Księga zgonów potwierdza tę liczbę. Według niej w kolejnym roku jeszcze czterech mieszkańców Kątów odeszło z tego świata z powodu tyfusu, w styczniu dwie i dwie w marcu. Potem nastał spokój – groźba epidemii została zażegnana.
Najnowsze komentarze