Zbliża się Święto Policji. Obchodzimy je 24 lipca na pamiątkę uchwalenia ustawy o Policji Państwowej II Rzeczypospolitej. Jest to między innymi okazja do wspomnień o policjantach poległych na służbie. Dobrze pamiętamy ś.p. Andrzeja Struja, który zapłacił najwyższą cenę, zasztyletowany przed rokiem na ulicach Warszawy. Na Podkarpaciu, Dzięki Bogu, dawno nie było tak dramatycznych wydarzeń i oby nigdy. Z tej okazji proponuję natomiast sięgnąć daleko w przeszłość, w pierwsze lata niepodległości. W maju 1922 r. w pociągu relacji Sanok –Przemyśl od kul bandyty zginęli dwaj policjanci. Kto o tym dziś pamięta? Czujemy się obowiązani o nich przypomnieć.
To były trudne czasy
Bohaterami tego dramatu, notabene również bohaterami policji i bohaterami Ziemi Sanockiej są starszy posterunkowy Wojciech Zawieja (38-letni śledczy) i starszy posterunkowy Marcin Lechowicz (l.46). Tym dwóm funkcjonariuszom tamtejszej Komendy Powiatowej Policji Państwowej przyszło pełnić służbę w trudnym terenie, w trudnych czasach. „W ostatnich tygodniach – już post factum oceniał sytuację w tym powiecie redaktor >>Polski Zbrojnej<< – bandytyzm rozszerzył się w zastraszający sposób w ziemi sanockiej.(…) Sprzyja temu nadgraniczne położenie Sanockiego, skąd ścigani bandyci chronią się łatwo w górach lub sąsiedniej Słowaczyźnie. Raz po raz słyszy się to tu, to tam o dokonanych napadach. Bezczelni złoczyńcy ośmielają się nawet pokazywać na ulicach miasta.”
Policjanci II Rzeczypospolitej podczas służby na komisariacie. Fotografia z portalu dsw.org.pl.
Atak bandytów, pościg i zabójstwo
Właśnie na ulicach grodu nad Sanem rozegrał się pierwszy akt tej tragedii. Była sobota, 20 maja. W jednej z kawiarń policjant Różycki podjął decyzję o interwencji wobec podejrzanych mężczyzn. Decyzja ta omal nie kosztowała go życia. Bandyci zaatakowali funkcjonariusza, zranili go (na tę chwile nie wiemy jakim narzędziem się posłużyli) i czym prędzej uciekli z miasta.
Sanok w latach 20. Fotografia z portalu elesdia.res.pl.
Policja ruszyła w pościg. Skład jednego z patroli stanowili dwaj doświadczeni funkcjonariusze – Zawieja i Lechowicz. W czasie pościgu dostali informację, że przestępcy mieli zamiar wyjechać w stronę Przemyśla. Nazajutrz, w niedzielę, wkroczyli więc do pociągu relacji Sanok- Przemyśl, na odcinku pomiędzy Olszanicą a Krościenkiem. Typowanie było trafne, pociągiem rzeczywiście podróżowali poszukiwani bandyci. Podczas rewizji pasażerów doszło do spotkania. Takimi słowy przebieg tego tragicznego zdarzenia przedstawiała potem miejscowa prasa.
„Wśród jadącej publiczności zauważyli [policjanci –przypomnienie MS] podejrzanego pana. Zażądano od niego legitymacji. Kiedy ci badali papiery, bandyta wyciągnął rewolwer i dwoma strzałami zabił powyższych funkcjonariuszów policji, trzy zaś osoby ranił, wyskakując natychmiast z pociągu.”
Pogrzeb stał się manifestacją
To co zobaczył Sanok w środę 24 maja 1922 r. można nazwać manifestacją. Ulicami miasta przeszedł tłum, a pochód zatrzymywał się kilkakrotnie, aby wysłuchać przemówień wysokich urzędników i funkcjonariuszy. Bohaterskich policjantów w ich ostatniej drodze odprowadzały tysiące ludzi, swoją obecnością w tym wydarzeniu demonstrując swoje poparcie dla walki młodego państwa z przestępczością, poparcie dla działań Policji Państwowej.
Byli wśród nich policjanci, żołnierze, urzędnicy, reprezentanci środowisk szkolnych, różnych stowarzyszeń i związków. Mszę celebrowali duchowni dwóch obrządków: rzymsko- i grekokatolickiego. Orszakowi pogrzebowemu towarzyszyła kompania honorowa i orkiestra 2. Pułku Strzelców Podhalańskich. „Tak manifestacyjnego pogrzebu Sanok zapewne nie przeżywał.” – Pisała o tym wydarzeniu prasa .
Policjanci obu zmarłym kolegom ufundowali nagrobki z napisem podobnej treści. Utrwalili okoliczności bohaterskiej śmierci „celem przekazania pamięci czynu tak ofiarnego i wiernie spełnionego obowiązku”. Groby obu funkcjonariuszy do dziś można znaleźć na sanockim cmentarzu przy ulicy Rymanowskiej.
Na fotografiach powyżej tablice pamiątkowe z nagrobków obu policjantów.
Co z zabójcą?
Nie wiemy jakie zabójca poniósł konsekwencje, choć zapewne adekwatne do rozmiaru zbrodni. Nie udało mu się bowiem uciec przed kolegami zastrzelonych policjantów. Już wkrótce prasa donosiła opinii publicznej, że w rękach „stróżów prawa” są niejacy: Wiśniewski z Jarosławia, który w chwili zatrzymania był ranny i Brzeziński z Łodzi. Zabójcy zostali oddani pod sąd w Sanoku. Mógł on skazywać zbrodniarzy, i zapewne skazał, w trybie doraźnym.
Tekst powstał dzięki Sylwii Puchalik, która przekazała mi zdjęcia nagrobków i zainspirowała do zajęcia się tematem oraz Mariuszowi Woźniakowi, który odnalazł i przekazał mi zapiski prasowe dotyczące przedstawionych tu zdarzeń.
Zachęcam do przeczytania innego artykułu na tym portalu o zabójstwie policjanta w czasach II Rzeczypospolitej oraz policyjnych obławach na zabójców. „Schwycić zabójców żandarma. Z raportówki jasielskiego policjanta”.
Najnowsze komentarze